10 stycznia 2024


 

25 listopada - Dzień Pluszowego Misia

Każdy takiego miał, a w każdym razie powinien mieć. Dlaczego to jest jedna z najpopularniejszych zabawek mimo zmieniających się mód? Być może częściowo odpowiada na to przeprowadzony w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku eksperyment Harrego Harlowa. Zaproponował on pozbawionym matek małpiątkom dwie kukły: jedną zrobioną z drutu i wyposażoną w butelkę z mlekiem i i drugą - bez butelki, ale za to wyścieloną pluszową tkaniną. Okazało się, że małpki praktycznie cały czas spędzały tuląc się do pluszowej "mamy", a jedynie na krótko podchodziły do kukły z drutu, aby zaspokoić głód, po czym natychmiast wracały do tej, która zapewniała doznania ciepła i miękkości. Najczęstszą interpretacją wyniku tego eksperymentu jest stwierdzenie, że zaspokojenie potrzeby dotyku, bliskości i bezpieczeństwa jest równie ważna, jeśli nie ważniejsza, jak zaspokajanie głodu. Można to uogólnić, że potrzeby emocjonalne nie są mniej ważne niż potrzeby materialne.

 


30 listopada - Dzień Białych Skarpetek

Noszenie białych skarpetek miało być znakiem rozpoznawczym typowego "Polaka-cebulaka". Wiele osób rozpowszechnianie tego poglądu identyfikuje jako przejaw tzw. pedagogiki wstydu, której celem ma być wytworzenie w nas poczucia, że inne narody są bardziej kulturalne i cywilizowane. Później - jadąc za granicę - ze zdziwieniem stwierdzamy, że nie tylko Polacy noszą białe skarpety i nie tylko oni zakładają je do sandałów... Niestety zawstydzanie ciągle jest powszechnie stosowaną "metodą wychowawczą". Jej efektem jednak nie jest zmotywowanie dziecka, ale - wbrew intencjom - obniżenie jego samooceny, a w konsekwencji, wycofanie się z aktywności. Ile razy w dzieciństwie słyszeliśmy: Taki duży a płacze, albo Jak można tego nie wiedzieć?!, czy w łagodniejszej formie: To proste, pomyśl tylko... Później sami to powtarzamy do swoich dzieci i dziwimy się, że "nie działa"...
A skarpety nośmy takie, jakie nam się podobają. No chyba że występujemy w sytuacji oficjalnej - wówczas powinny być ciemniejsze od spodni, a te z kolei dostosowane kolorem do pory dnia 😉

31 grudnia 2021

 


I znowu kończy się stary rok, a zaczyna kolejny... Okolice 31 grudnia i 1 stycznia to dla mediów czas na wałkowanie tematu postanowień noworocznych. Dominującym tonem takich informacji jest zazwyczaj rzekomy fakt, że wszyscy takie postanowienia robią ale nikt ich nie dotrzymuje. Jednak z przeprowadzanych cyklicznie sond wśród ludzi wynika, że na pytanie, jakie postanowienia noworoczne robimy, najczęstszą odpowiedzią jest, że... żadne. No cóż – żyjemy w świcie „medialnym”...

Dlatego gdyby ktoś zapytał „Jak wytrwać w noworocznych postanowieniach?”, jedną z najlepszych odpowiedzi mogło by być: „Nie robić ich”.

Psycholog Timothy Pychyl uważa, że postanowienia noworoczne są odkładaniem w czasie tego, co moglibyśmy zrobić już dziś, ale szukamy pretekstu, aby uniknąć konieczności zmiany starego nawyku. Wyznaczenie sobie mniej lub bardziej odległej daty takiej zmiany ma pozornie nas zmotywować, ale w rzeczywistości świadczy o tym, że wcale nie mamy zamiaru się zmienić. Skazana z tego powodu z góry na niepowodzenie próba realizacji postanowienia stanie się powodem frustracji oraz obniżenia naszej samooceny.

Dlatego, jeśli chcemy coś zmieniać w swoim życiu, nie czekajmy na magiczne daty, ale róbmy to w chwili, kiedy odczujemy taką potrzebę. Oczywiście sam fakt, że nie będzie to postanowienie „noworoczne”, nie daje nam gwarancji powodzenia. Co zatem robić, aby wytrwanie w postanowieniu stało się bardziej prawdopodobne?

Specjaliści od coachingu podpowiadają, że pomocne może być tu zastosowanie techniki S.M.A.R.T. Słowo „smart” (ang. - sprytny, inteligentny) jest w tym wypadku akronimem od słów:

S (specific) – konkretny

M (measurable) – mierzalny

A (achievable) – osiągalny

R (relevant) – realny

T (time-bound) – określony w czasie


Zgodnie z tą zasadą zamiast ogólnych, nieokreślonych celów wyznaczamy sobie cele konkretne i zgodne z zasadą drobnych kroków. Nie mówimy „Poświęcę więcej czasu swoim dzieciom” tylko „Będę codziennie czytał dzieciom przez 10 minut”. Po wykonaniu tego jednego kroku przyjdzie czas na kolejne.

04 listopada 2021

 



Co prawda staram się tu przekazywać zazwyczaj treści „pozytywne”, jednak listopad jest tym miesiącem, kiedy skłaniamy się do refleksji na tematy – nazwijmy je – egzystencjalne. I może jest to dobra okazja do uświadomienia sobie, że takie rzeczy jak śmierć, umieranie, żałoba są integralną częścią naszego życia, niezależnie od tego, jak ciężko jest nam o tym rozmawiać.

Inna rzecz to fakt, że nie ma tak naprawdę jakiegoś idealnego wzorca takiej rozmowy. Jest to sytuacja często przekraczająca nasze możliwości przygotowania się do niej i koniec końców będziemy zdani na własną wrażliwość, intuicję, empatię oraz przeżyte doświadczenia.

Żałoba jest dynamicznym procesem, zmieniających się w czasie zachowań i reakcji emocjonalnych umożliwiających poradzenie sobie z kryzysem po śmierci kogoś bliskiego. Jej głównym zadaniem jest proces przystosowania się do rzeczywistości, w której nie ma już tej bliskiej osoby. Wymaga pogodzenia się z przeszłością, wytrwania w trudnej teraźniejszości oraz zrozumienia i pogodzenia się z przyszłością bez tej osoby.

Osoba będąca w procesie żałoby przeżywa trudności w:

• sferze poznawczej (np. problemy z koncentracją, zapamiętywaniem, rozumieniem, spowolnieniem myślenia)

• sferze emocjonalnej (odczuwanie tęsknoty, smutku, żalu, gniewu, irytacji innych emocji)

• sferze somatycznej (bóle głowy, problemy ze snem, brak apetytu, spadek odporności itd.)

• sferze duchowej (refleksje egzystencjalne, pytania o sens życia i przyczynę śmierci bliskiego)

Psychoonkolog Dariusz Pysz-Wabierski stykający się na co dzień ze śmiercią i żałobą ujmuje to słowami: „Żałoba jest tęsknotą za kimś bliskim. Tęsknimy za cząstką nas samych, która w nim umarła.”

Istnieje wiele podziałów żałoby jako zjawiska psychicznego. Najogólniej można przyjąć trójfazowy proces żałoby, w którym wyróżnia się fazę początkową, środkową i końcową.

Fazą początkową określa się szok po otrzymaniu informacji o śmierci bliskiej osoby z towarzyszącym odrętwieniem i zaprzeczaniem objawiającym się w zwrotach, np. „to niemożliwe”, „to na pewno pomyłka”.

Następnie pojawia się faza środkowa, w której dochodzi do uświadomienia sobie faktu śmierci i jej nieodwracalności. W tej fazie pojawia się rozpacz, tęsknota i sprzeczne emocje. Mogą pojawić się objawy somatyczne: problemy ze snem czy łaknieniem. Ogólna aktywność jest zachowana, lecz zadania i czynności wykonywane są z trudem. Może pojawiać się poczucie bezsensu życia.

Ostatnią jest faza końcowa stanowiąca rozwiązywanie, ochranianie siebie oraz przemianę. Obserwuje się powrót do codziennej aktywności, wyrównuje się nastrój oraz dochodzi do uznania faktu śmierci i nieobecności osoby bliskiej.

Należy także zdawać sobie sprawę z istnienia zjawiska tzw. „żałoby nieuprawnionej”. Mamy z nim do czynienia w sytuacji przeżywania smutku czy wręcz rozpaczy po śmierci np. ulubionego aktora, piosenkarza czy nawet ukochanego zwierzęcia. Termin „nieuprawniona” należy tu rozumieć jako nieakceptowana np. przez otoczenie. Możemy się wówczas z opiniami typu: „nawet go nie znałaś osobiście”, „to nikt bliski”, „to nikt z rodziny” itp. Taka postawa w sposób istotny zaburza i utrudnia właściwe przeżycie żałoby.

Istotne jest, że żałoba jest procesem zindywidualizowanym i nie powinna podlegać ocenie ze względu na jej przedmiot czy długość czasu jej trwania.

Udzielając wsparcia osobie przeżywającej żałobę warto pamiętać aby:

• słuchać uważnie, z życzliwym zainteresowaniem

• nie oceniać

• być szczerym

• unikać przerywania i stosowania racjonalnych wyjaśnień

• sugerować, nie doradzać i nie pouczać

• pytać o potrzeby,

• nie używać zwrotów: - „wiem, co czujesz” - „wszystko będzie dobrze” - „czas leczy rany” - „widocznie tak miało być” - „ciesz się, że tak długo żyła” - „życie musi trwać dalej” - „weź się w garść” - „nie rozczulaj się” - „jesteś silna/silny, dasz radę”

Generalnie nie należy mówić zbyt dużo, udzielać rad, wygłaszać monologów. To blokuje komunikację i może spowodować u osoby przeżywającej żałobę poczucie, że jej emocje są nieważne, poczucie bycia nierozumianym albo wywołać wstyd związany z mówieniem o swoich uczuciach.

Lepiej mniej mówić, a więcej słuchać. Pytać o emocje i potrzeby rozmówcy/rozmówców

Do rozmowy nie należy zmuszać. Zamiast tego wykazać gotowość do podjęcia rozmowy. Czasami może się okazać, że ważniejsza jest sama bliska obecność niż wypowiadane słowa. A najważniejsze jest szczere zainteresowanie tym, co przeżywają osoby dotknięte żałobą.

Warto pytać o potrzeby, zwłaszcza te, które nie są realizowane przez otoczenie. Można samemu zaproponować konkretne formy pomocy ale tylko i wyłącznie wówczas, jeśli jesteśmy pewni, że jesteśmy w stanie spełnić daną obietnicę. Osoby przeżywające żałobę najczęściej potrzebują wsparcia i zrozumienia – nie należy oceniać wypowiadanych słów, zachowań jeśli wiemy, że wynikają one z odczuwanych emocji. Lepiej w takiej sytuacji użyć techniku „odzwierciedlania” - powiedzieć „widzę, że jest ci smutno”, „jesteś zdenerwowany, wytrącony z równowagi”, „boisz się, co będzie dalej”...

Należy unikać porównywania. Możemy podzielić się własnymi doświadczeniami i przeżyciami, ale nie po to, aby „dać wzór” tylko by wzbudzić zaufanie i pokazać, że podzielamy i rozumiemy uczucia rozmówców.

Nie wolno zaprzeczać przeżywanym emocjom ale przeciwnie – zachęcać do ich wyrażania. Nie należy mówić np. „nie płacz”. Odwrotnie – warto zapewnić, że przeżywany smutek, lęki, czy nawet gniew i złość to zupełnie naturalne uczucia w takiej sytuacji. Z kolei uczucia, przed którymi należy chronić osoby przeżywające żałobę to wstyd i poczucie winy.

 

Grafika ze strony: https://psychologiawpolsce.pl/zaloba/ 


31 marca 2021

 


Wiele razy poruszałem już temat empatii. Zdolność odczuwania emocji przeżywanych przez inne osoby, a także umiejętność stawiania się w czyimś położeniu to warunek tworzenia trwałych i satysfakcjonujących relacji między poszczególnymi osobami i całymi grupami społecznymi.

Martin Hoffman twierdzi wręcz, że korzenie moralności tkwią w empatii. Do pomagania innym popycha nas właśnie zdolność współodczuwania emocji ludzi, którzy doświadczyli tragedii albo którym zagraża niebezpieczeństwo. Do przestrzegania zasad moralnych skłania nas umiejętność postawienia się w sytuacji innych osób.

Empatia podpowiada nam różne sposoby reagowania na przeżycia innych. Może to być pocieszanie, przyjście z wymierną pomocą, ale czasem najlepszy sposobem może być niezwrócenie uwagi na zaistniały problem po to, aby nie urazić czyjejś dumy. Wyrazem zrozumienia czyjegoś położenia może być także „gniew empatyczny” – bunt i sprzeciw wobec krzywdzenia innych.

Wielu badaczy – w tym Daniel Goleman – twierdzi, że podstawą rozpoznawania emocji innych  jest zdolność do odczytywania niewerbalnych sygnałów, gestów, wyrazu twarzy, tonu głosu itp. Co więcej – nawet ponad 90% treści wysyłanych przez innych komunikatów ma właśnie postać niewerbalną. Jeśli słowa nie zgadzają się z tonem głosu i gestami, jesteśmy skłonni odczytywać emocje z przekazu niewerbalnego.

Za odbieranie tych niewerbalnych treści odpowiadają neurony lustrzane, które aktywują w naszym mózgu te same obszary, jakie odpowiadają za zachowanie obserwowanych osób. Jednak zdolność ta, mimo że po części wrodzona, musi być kształtowana w ciągu naszego życia. Dawid Stern mówi o zjawisku „dostrojenia emocjonalnego. Jeśli matka adekwatnie reaguje na manifestacje emocji swojego dziecka, uczy się ono, że jego emocje spotykają się z empatią, są akceptowane, rozumiane i odwzajemnianie. Są to wg Sterna „podwaliny życia emocjonalnego”. Zaangażowane matki przesyłają swoim niemowlętom takie sygnały co minutę. Brak takiego dostrojenia, np. w skutek braku reakcji otoczenia na ekspresję niemowlęcia, powoduje u dziecka unikanie wyrażanie emocji, a w konsekwencji utratę zdolności odczuwania ich. Z drugiej strony empatię kształtują także reakcje otoczenia (rodziców) na czyjeś zmartwienie – czyli modelowanie. Dziecko obserwując reakcje ważnych dla siebie osób, samo uczy się reagować w podobny sposób. Do empatii możemy także starać się wychowywać. Jeśli np. dziecko samo wyrządzi komuś krzywdę, zamiast strofowania lepiej zwrócić uwagę na uczucia skrzywdzonego („Popatrz jaka ona jest teraz smutna”).

Korzyścią płynąca z umiejętności odczytywania emocji jest lepsze dostosowanie emocjonalne do innych osób, większa wrażliwość i otwartość oraz większa popularność. Empatia pomaga w nawiązywaniu i podtrzymywaniu relacji z innymi. Dzieci, które wykazują talent do odczytywania niewerbalnych sygnałów emocjonalnych, należą do bardziej lubianych w szkole i są bardziej stałe emocjonalnie. Co ciekawe uzyskują także lepsze oceny w porównaniu z rówieśnikami, którzy mają podobny iloraz inteligencji, ale nie wykazują takich samych zdolności do odczytywania przekazów niewerbalnych.

Co ważne – warunkiem opanowania sztuki empatii jest wcześniejsze nauczenie się rozpoznawania własnych emocji. Im bardziej jesteśmy otwarci na własne stany emocjonalne, tym lepiej odczytujemy emocje innych. Empatia wymaga także pewnego spokoju i odpowiedniej wrażliwości, aby nasz mózg mógł odbierać sygnały i naśladować to , co czuje inna osoba. Wzburzenie może powodować, że raczej będziemy skłonni projektować własne emocje na innych.

Zdjęcie ze strony: https://www.medonet.pl/zdrowie,czym-jest-empatia-i-czy-mozna-sie-jej-nauczyc--o-czym-swiadczy-brak-empatii-,artykul,1728439.html 

24 marca 2021

 


Znane powiedzenie Fryderyka Nitschego głosi: „Co cię nie zabije, to cię wzmocni” często jest używanie jako zachęta do wykorzystywania niesprzyjających okoliczności, zdarzeń i doświadczeń do dalszego rozwoju i przekraczania kolejnych ograniczeń, do czegoś, co Kazimierz Dąbrowski nazwałby dezintegracją pozytywną. Cytat ten – jak napisałem – używany jest często, wręcz nadużywany. Do tego stopnia, że pojawiła się już pozycja o wymownym tytule: "Co cię nie zabije, to cię wzmocni" i inne motywacyjne bzdury (oryginalny tytuł książki Jamesa Adonisa brzmi co prawda zupełnie inaczej, jednak wydawca polskiego tłumaczenia postanowił nazwać ją właśnie tak). Rzeczywiście łatwo nam sobie wyobrazić człowieka, którego, za sprawą jakiegoś wydarzenia, całe życie legło w gruzy, myślącego: Jak niby tragedia, której doświadczyłem, ma mnie wzmocnić???

We wcześniejszych wpisach przypominałem poglądy m. in. A. Antonovsky,ego czy Ph. Zimbardo, które można streścić stwierdzeniem, że o odporność na sytuacje stresowe musimy zadbać na długo zanim napotkamy je w swoim życiu. Podobnie zdaje się myśleć Rick Hanson pisząc o budowaniu „neuronalnych śladów”, które w przyszłości ułatwią aktywowanie pozytywnych stanów umysłu – „na życzenie”, bez konieczności przeżywania pozytywnych doświadczeń w danej chwili. Hanson odwołuje się tu do faktu, że połączenia w naszym mózgu tworzą się w miejscach, które częściej podlegają aktywacji. Jeśli zatem świadomie będziemy zwracali uwagę na korzystne aspekty naszych doświadczeń, utrwali się u nas nawyk myślenia pozytywnego.

W książce Szczęśliwy mózg Hanson podpowiada, w jaki sposób możemy starać się tworzyć neuronalne ślady pozytywnych doświadczeń. Po pierwsze możemy wykorzystywać do tego bieżące okoliczności – w każdej przeżywanej sytuacji możemy dostrzec jakiś dobry fakt: przyjemne doznanie, piękny element przyrody, obecność lubianej osoby… Kolejną okazją mogą być niedawne zdarzenia – przypomnienie sobie czegoś, co przed chwilą, rano albo np. w ciągu ostatniej doby było przyczyną przeżywanej przyjemności. Źródłem pozytywnych przeżyć mogą być także stałe okoliczności – świadomość istnienia miejsc, sytuacji, osób, które zapewniają nam poczucie stałości i bezpieczeństwa. Ważne jest także odnajdywanie własnych osobistych cech, które zapewniają nam dobre samopoczucie i – mimo świadomości swojej niedoskonałości – napawają nas dumą. Pozytywnych doznań możemy szukać w przeszłości – wyzwania, jakie przed nami stawia życie, łatwiej pokonać dzięki wspomnieniom sytuacji, z których wyszliśmy obronną ręką. Może ich nam też dostarczać myślenie o przyszłości – kłopoty w pracy łatwiej znieść, jeśli w perspektywie mamy przyjemny wieczór, albo wymarzony urlop. Ważnym elementem sprzyjającym wzmacnianiu dobrych doświadczeń jest dzielenie się dobrem z innymi – wzmocnienie to jest możliwe dzięki naszej zdolności do empatii, a dodatkowo wspólne przeżywanie pozytywnych doznań ową zdolność w nas wzmacnia. Podobną rolę spełnia także troska o innych – spełniane przez nas dobre uczynki pobudzają w naszym mózgu ośrodki nagrody i wpływają na wzrost naszej samooceny. Z kolei dostrzeganie dobra w życiu innych pozwala czerpać zadowolenie z sukcesów innych, co Hanson nazywa „altruistyczną radością”. Wreszcie dobre fakty możemy sobie wyobrażać – wyobrażone doświadczenia budują podobne struktury w mózgu do tych aktywowanych w przypadku prawdziwych doznań. Finalnie dobre fakty możemy sami generować – jak najczęściej robić to co sprawie nam przyjemność oraz w miarę możliwości eliminować sytuacje, które nas drażnią i denerwują. Jeśli dobrze wytrenujemy się w postrzeganiu życia jako okazji, łatwiej nam przyjdzie odnajdywanie dobra w tym, co złe – przebyta choroba może stać się okazją do wzbudzania w sobie współczucia wobec innych chorych albo do większego docenienia własnego życia i tego, co posiadamy. Ważne jest stałe doskonalenie samodzielnego aktywowania pozytywnych doświadczeń, ponieważ wraz z nabywaniem wprawy będą się one w coraz większym stopni aktywowały automatycznie z korzyścią dla naszego osobistego dobrostanu.

 

Zdjęcie ze strony: https://www.swps.pl/strefa-psyche/blog/relacje/20538-jak-zadbac-o-dobrostan-psychiczny?dt=1616589563716 

 

09 lutego 2021

 


Przeglądałem ostatnio w Internecie artykuły poświęcone naukowym i metodologicznym podstawom (lub raczej ich brakowi) niektórych obecnie bardzo popularnych „metod terapeutycznych”, które ja chętniej nazwałbym terapeutycznopodobnymi produktami handlowymi. W trakcie tych poszukiwań natknąłem się na inicjatywę grupy pewnych osób, które za cel obrały sobie wymuszenie na władzach zakazu organizowania konferencji i wykładów dotyczących tzw. teorii inteligentnego projektu. Wywołało to natychmiastową reakcję z żądaniem zakazu prowadzenia „gender studies”. Obie strony zarzucały sobie nawzajem, że poglądy przeciwników są teoriami pseudonaukowymi.

Za pseudonaukę zwykło się uważać te poglądy, które – mimo że są głoszone przy pomocy języka naukowego – nie znajdują potwierdzenia w badaniach naukowych. W historii rozwoju ludzkości możemy zaobserwować wiele przykładów poglądów pseudonaukowych, które niekiedy urastały do rangi oficjalnie nauczanych teorii. Co ciekawe pseudonauka całkiem dobrze się miała np. w okresie Oświecenia czy w Rosji Sowieckiej a następnie w Związku Radzieckim i podległych mu państwach, a więc w systemach, które oficjalnie głosiły potęgę rozumu i przypisywały sobie wiodącą rolę w rozwoju nauki.

Sposobem na odróżnienie nauki od pseudonauki jest zastosowanie metody – nomen omen – naukowej. Przytaczany już przeze mnie kilkakrotnie Philip Zimbardo proponuje pięć kroków metody naukowej, której celem jest weryfikowanie prawdziwości naszych przekonań.

Pięć kroków metody naukowej

1. Postawienie hipotezy

Hipoteza czyli przypuszczenie może wypływać z prowadzonych obserwacji i dotyczyć występowania związku między różnymi zjawiskami – np. między zachowaniem dzieci i sytuacjami, w których uczestniczą. Może także mieć na celu sprawdzenie skuteczności różnych metod: edukacyjnych, wychowawczych czy terapeutycznych.

2. Przeprowadzenie testów w warunkach kontrolowanych

Najpierw oczywiście należy wymyślić, w jaki sposób przetestujemy naszą hipotezę. Eksperyment naukowy wymaga najczęściej utworzenie dwóch grup: eksperymentalnej i kontrolnej. W grupie eksperymentalnej będą się znajdowały osoby, które poddamy działaniu czynnika, wpływu którego spodziewamy się w naszym przypuszczeniu, a osoby z grupy eksperymentalnej zostaną poddane działaniom czynnika obojętnego. Osoby do obu grup muszą zostać przydzielone losowo, a osoby oceniające zgromadzone wyniki nie mogą wiedzieć, której grupy dotyczą oceniane wyniki. Normy etyczne z kolei nakazują, aby eksperymentowi poddawani byli wyłącznie ochotnicy.

3. Zebranie obiektywnych danych

W badaniach psychologicznych zbierane dane pochodzą najczęściej z bezpośredniej obserwacji zachowania osób poddanych badaniu. Rejestrowane są reakcje badanych na bodźce, jakim są poddawani w ramach eksperymentu.

4. Analiza wyników i akceptacja bądź odrzucenia hipotezy

W tym kroku sprawdzane jest, czy udało się uchwycić związek pomiędzy serwowanym bodźcem a reakcją biorących udział w badaniu oraz czy reakcja ta jest zgodna z przyjętymi założeniami (hipotezą). Dokonuje się tego zazwyczaj przy pomocy analizy matematycznej, statystycznej pozwalającej ocenić, czy reakcje badanych zgodne z przyjętą hipotezą mają charakter znaczący, czy są przypadkowe.

5. Publikacja, krytyka i replikacja wyników

 Publikacja wyników uzyskanych w badaniu ma na celu umożliwienie dyskusji nad naszymi wnioskami, odkrycie "słabych punktów" oraz innych możliwych czynników mogących mieć wpływ na otrzymane rezultaty. Za silne potwierdzenie naszej hipotezy można uznać fakt, kiedy eksperyment powtórzony przez innych badaczy, przyniesie takie same lub bardzo zbliżone wyniki.


Mogło by się zatem wydawać, że nie ma sensu instytucjonalne wydawanie zakazu głoszenia jakichkolwiek teorii. Wystarczy je przecież poddać naukowej weryfikacji. Gorzej jeśli na przeszkodzie obiektywnej oceny staną względy ideologiczne lub – co gorsza – czyjeś interesy finansowe…


Źródło grafiki: youtube.com