30 kwietnia 2020



Wrócę dzisiaj po raz kolejny do prawdy, że dzieci uczą się przede wszystkim obserwując innych, a zachowanie rodziców stanowi wzór dla ich potomstwa. W ten sposób zaszczepiamy w dzieciach różne postawy. Jeśli sami jesteśmy spokojni, pewni siebie dajemy dziecku przekonanie, że i ono może ufać we własne możliwości. Jeśli jednak stale odczuwamy niepokój i lęk, przejawiamy oznaki zdenerwowania, to i nasze dzieci nabiorą przekonania, że istnieją powody do obaw.
Pamiętajmy także, że to co mówimy, treść zawarta w naszych wypowiedziach to zaledwie niespełna dziesięć procent wysyłanego przez nas komunikatu. Zdecydowana większość treści odbierana przez naszych rozmówców lub osoby nas obserwujące pochodzi z naszego zachowania - mimiki, wykonywanych gestów, sposobu poruszania się, przyjmowanej pozy ciała. Również w naszych wypowiedziach mniejsze znaczenie mają wypowiadane przez nas słowa, a więcej informacji zawiera brzmienie naszego głosu, intonacja, tempo mówienia. Jeśli to CO mówimy nie współgra z tym JAK to powiedzieliśmy, to rozmówcy bardziej uwierzą w komunikat pozawerbalny, niż w treść naszych słów. Jeśli "Wszystko będzie dobrze" powiemy pełnym napięcia drżącym głosem, wykonując przy tym nerwowe ruchy, to ci, których chcemy uspokoić, nabiorą pewności, że są realne powody do zmartwienia.
Co zatem robić, aby nie przekazywać dzieciom własnych lęków?

Panować nad własnymi emocjami. Jeśli czujemy, że jesteśmy zdenerwowani, lepiej odłożyć rozmowę na później, kiedy uda się nam się uspokoić. Możemy wyjść do innego pomieszczenia, zebrać myśli i nabrać dystansu.

Nauczyć się rozpoznawać własne emocje. Czasem zachowanie innych nas drażni, ale warto umieć rozróżnić kiedy ktoś naprawdę zachowuje się źle, a kiedy to nasze wewnętrzne napięcie powoduje, że inni nas irytują, cokolwiek by nie zrobili. Kiedy boimy się, że stanie się coś złego, powiedzmy o tym, ale powiedzmy też, że to są nasze obawy i nie oznacza to, że rzeczywiście musi spotkać nas najgorsze.

Zachowywać konsekwencje. Naszą pozytywną uwagę (wyrażoną np. przez rozmowę, propozycję wspólnej zabawy lub innej aktywności) kierujmy wobec dzieci wówczas, kiedy są spokojne i w dobrym nastroju. Pamiętajmy, że odczuwany przez dzieci lęk mogą one wyrażać przez agresję, wulgarne słownictwo, nieposłuszeństwo. Trzeba nauczyć się odróżniać, kiedy dziecko jest rzeczywiście niegrzeczne, a kiedy próbuje jedynie rozładować wewnętrzne napięcie. W tym drugim przypadku zachowania takie lepiej zignorować niż podejmować działania wychowawcze.

Konstruktywne radzenie sobie z niepokojem. Kiedy zauważamy, że dziecko boi się, nie należy go nadmiernie uspakajać, a zwłaszcza nie powinniśmy zaprzeczać jego emocjom ("Przestań, uspokój się", "Nie ma się czego bać"). Okażmy dziecku empatię, pokażmy, że rozumiemy, co czuje. Następnie usiądźmy i porozmawiajmy, co można w takiej sytuacji zrobić, jak się zachować. Zróbmy "burzę mózgów" i wymyślmy wspólnie najlepsze rozwiązania, a później przetestujmy je w praktyce.

Własny przykład. W tym przypadku rozumiany jako podpowiadanie dziecku, jak my radzimy sobie ze swoimi niepokojami, co nam pomogło, kiedy sami byliśmy w podobnej sytuacji. Nie powinniśmy w czasie takiej rozmowy udawać "twardziela", ale szczerze mówić o swoich problemach i obawach, warto jednak, aby przedstawiana historia miała pozytywny finał.

Oczywiście może się też zdarzyć, że sami nie jesteśmy w stanie zapanować nad własnymi emocjami, lękiem czy zdenerwowaniem. Wówczas najlepszym wyjściem jest abyśmy sami zwrócili się o pomoc do specjalisty. To w takiej sytuacji jest nie tylko najbardziej rozsądne zachowanie, ale wręcz nasz obowiązek. Zarówno w trosce o nasze zdrowie jaki i dobro naszych dzieci.

Zdjęcie ze strony https://www.focus.pl/artykul/jak-pomoc-dziecku-przezwyciezyc-strach?page=1

29 kwietnia 2020




Czas, kiedy więcej przebywamy w swoich domach i kiedy mamy zdecydowanie mniej okazji do aktywności fizycznej odbija się także niekorzystnie na naszych staraniach o utrzymywanie prawidłowej wagi ciała.

Nie od dzisiaj wiadomo, że otyłość może być wynikiem nie tylko złych nawyków żywieniowych. Nasza tusza zależy w pierwszej kolejności od posiadanych genów. Osobom otyłym, których natura wyposażyła w takie predyspozycje, jest tak samo trudno schudnąć, jak osobom „z natury” szczupłym przybrać na wadze.

Nadprogramowe kilogramy mogą być także skutkiem przeżyć emocjonalnych. Nagłe przybieranie na wadze, bądź utrata masy ciała często jest oznaką zaburzeń nastroju. Ale, nawet nie mówiąc już o poważniejszych problemach emocjonalnych, mamy  także tendencję "zajadania" codziennych stresów. Niestety większość produktów, które pobudzają nasz układ nerwowy do produkcji endorfin (bo taki mechanizm ma poprawianie sobie nastroju przez jedzenie słodyczy lub innych kalorycznych potraw) ma bardzo niekorzystny wpływ na naszą sylwetkę. Problem polega na tym, że nie tylko nasza tusza na tym cierpi.
Po przebadaniu ponad 4 tys. dzieci  pracujący w Toronto dr Ketana Shankardass porównał ich wskaźnik masy ciała z poziomem stresu rodziców. Okazało się, że dzieci silnie zestresowanych rodziców mają o 2 proc. wyższy wskaźnik masy ciała niż dzieci rodziców mniej stresujących się. Ponadto w czasie trwania badania dzieci z „zestresowanych domów” przybrały na wadze o 7 proc. więcej niż pozostali badani.
 – Choć te różnice mogą wydawać się niewielkie, są tak naprawdę bardzo istotne, bo dotyczą dzieci, których organizmy oraz nawyki żywieniowe i ruchowe znajdują się w fazie rozwoju. Kontynuowanie negatywnych przyzwyczajeń i kumulowanie się ich efektów może doprowadzić do otyłości i poważnych problemów zdrowotnych – tłumaczy dr Shankardass.
Zjawisko to może wynikać zarówno z przekazywania dzieciom złych nawyków żywieniowych jak i z "zaszczepiania" w dzieciach podatności na uleganie stresowi. Jak to przebiega starałem się wyjaśnić we wpisie dotyczącym zjawiska modelowania. Wniosek z tego, że powinniśmy dbać o swoją równowagę emocjonalną nie tylko w trosce o siebie, ale także w trosce o zdrowie naszych dzieci.
Do zamieszczonych już wcześniej rad dotyczących zapobiegania niekorzystnym skutkom przeżywanego stresu dodaję jeszcze kilka - tym razem opracowanych przez profesora Uniwersytetu Harvarda Roberta Epsteina:

1. Zidentyfikuj i zneutralizuj. Przeznacz każdego dnia kilka minut na zastanowienie się nad tym, jakie stresory występują w twoim życiu. Pomyśl, w jaki sposób możesz ich uniknąć albo zredukować.
2. Zaangażuj się w pozytywne strategie radzenia sobie. W stresujących momentach, zamiast uciekać się do destrukcyjnych sposobów radzenia sobie – jak na przykład sięganie po słodycze lub alkohol – zrób coś pozytywnego, korzystnego dla ciebie, np. idź na spacer.
3. Bądź swym osobistym asystentem. Osoby, które robią listę rzeczy do zrobienia, naprawdę robią więcej.
4. Uodpornij się. Ćwiczenia fizyczne, stosowanie technik relaksacyjnych sprawią, że stawisz czoła stresorowi, nie czując się wcale zestresowany.
5. Stwórz mały plan. Codziennie rano przeznacz kilka minut na zaplanowanie dnia. Dzięki temu w ciągu dnia zmarnujesz mniej czasu, więcej zrobisz i doświadczysz mniej stresu.
6. Stwórz wielki plan. Planowanie przyszłości jest doskonałym ćwiczeniem, które pozwala mieć większe poczucie kontroli nad własnym życiem. 


Zdjęcie ze strony https://polki.pl/rodzina/dziecko,stres-naucz-dziecko-zmieniac-go-w-pozytywne-dzialanie,10418479,artykul.html
15 kwietnia zamieściłem wpis o wpływie zjawiska modelowania na wychowanie dzieci. Ponieważ będę chciał się do niego odwołać, zamieszczam go teraz tutaj.


Jeśli chcielibyśmy się zapytać, jaka jest najważniejsza i najskuteczniejsza metoda wychowawcza, to jaka będzie poprawna odpowiedź? Wychowanie „bezstresowe”? Bardzo konsekwentne, rygorystyczne? Oparte o jakąś konkretną teorię psychologiczną lub pedagogiczną? Problem polega na tym, że nie w tym rzecz. Najważniejszą, a właściwie jedyną metodą wychowawczą i w dodatku – metodą, którą stosuje każdy rodzic – niezależnie czy jest tego świadomy czy nie – jest modelowanie. Modelowanie to nic innego, jak – ze strony wychowującego – dawanie przykładu, a ze strony wychowanka – uczenie się przez obserwację i naśladowanie. Nie wychowujemy swoich dzieci przez udzielanie im rad, dawanie nakazów i zakazów, karanie ich i nagradzanie – no dobrze, w ten sposób też, ale tylko wówczas, kiedy to co do nich mówimy i czego wymagamy jest zgodne z tym jak sami postępujemy. Nie wychowujemy dzieci wówczas, kiedy – jeśli zastosujemy się do rady – rozmawiamy z nimi owe zalecane 20 minut dziennie, czy podczas wspólnie spędzanego czasu, ale robimy to bez przerwy, 24 godziny na dobę, nawet wówczas, kiedy nie jesteśmy przy nich bezpośrednio obecni, bo one i tak w swoim postępowaniu odnoszą się do tego, co im przekazaliśmy.
Termin modelowanie odnosi się nie tylko do dawania przykładu swoim postępowaniem i zachowaniem, ale także do zaszczepiania w dzieciach swoich stanów emocjonalnych. Modelowanie dotyczy nie tylko relacji bezpośrednio z dzieckiem, ale dzieci widzą i zapamiętują także to, w jaki sposób odnosimy się do innych, czy do siebie samych. Dlatego, kiedy zauważymy u dziecka niepokojące zachowania, zanim zaczniemy się zastanawiać, co zrobić, aby zmieniło ono swoje postępowanie, najpierw musimy się zastanowić, co powinniśmy zmienić w swoim postępowaniu. Wychowanie to nie tyle praca „nad dzieckiem”, ale praca nad sobą samym.
Na zakończenie kilka wskazówek od samego mistrza – Janusza Korczaka.
Prośba dziecka:
• Nie psuj mnie dając mi wszystko, o co Cię proszę. Niektórymi prośbami wystawiam Cię jedynie na próbę.
• Nie obawiaj się postępowa wobec mnie twardo i zdecydowanie. Daje mi to poczucie bezpieczeństwa.
• Nie pozwól mi utrwalać złych nawyków. Liczę, że pomożesz mi się z nimi uporać.
• Nie postępuj tak, abym czuł się mniejszy niż jestem. To sprawia, że postępuję głupio, żeby udowodni, że jestem duży.
• Nie karz mnie w obecności innych. Najbardziej mnie przekonujesz, gdy mówisz do mnie spokojnie i dyskretnie.
• Nie ochraniaj mnie przed konsekwencjami tego, co zrobiłem. Potrzebne mi są również bolesne doświadczenia.
• Nie przejmuj się zbytnio, gdy mówię: „Nienawidzę Ciebie”. To nie Ciebie nienawidzę, tylko ograniczeń, jakie przede mną stawiasz.
• Nie przejmuj się zbytnio moimi małymi dolegliwościami. Pomyśl jednak, czy przy ich pomocy nie staram się zwrócić twojej uwagi, której tak bardzo potrzebuję.
• Nie gderaj. Będę się bronił udając głuchego.
• Nie dawaj mi pochopnych obietnic, bo czuję się bardzo zawiedziony, gdy ich później nie dotrzymujesz.
• Nie przeceniaj mnie. To mnie krępuje i niekiedy zmusza do kłamstwa, by nie sprawi Ci zawodu.
• Nie zmieniaj swoich zasad postępowania w zależności od układów. Czuję się wtedy zagubiony i tracę wiarę w Ciebie.
• Nie zbywaj mnie, gdy stawiam Ci pytania. Ja znajdę informacje gdzie indziej, ale chciałbym Ciebie za swojego przewodnika po świecie.
• Nie mów, że mój strach i moje obawy są głupie. Dla mnie są bardzo realne.
• Nigdy nawet nie sugeruj, że jesteś doskonały i nieomylny. Przeżywam bowiem zbyt wielki wstrząs, gdy widzę, że taki nie jesteś.
• Nigdy nie myśl, że usprawiedliwianie się przede mną jest poniżej twojej godności. Wzbudza ono we mnie prawdziwą serdeczność.
• Nie zabraniaj mi eksperymentowania i popełniania błędów. Bez tego nie mogę się rozwijać.
• Nie zapominaj, jak szybko dorastam. Jest Ci zapewne trudno dotrzymać mi kroku, ale – proszę Cię – postaraj się.

28 kwietnia 2020



Trwanie w sytuacji przymusowej w naturalny sposób rodzi w nas napięcie. Początkowo jest to zazwyczaj uczucie lęku lub buntu. Najpierw, aby je rozładować, podejmujemy typowe działania: śledzimy prasowe informacje, robimy zapasy, szukamy wsparcia u najbliższych, albo uciekamy od rzeczywistości gramy w gry, oglądamy seriale, staramy się nie myśleć o tym, co się dzieje.
Jednak jeśli sytuacja się nie zmienia zauważamy, że sposoby te nie przynoszą oczekiwanego rezultatu. Sięgamy wówczas zazwyczaj po środki nadzwyczajne. Możemy zweryfikować nasze cele życiowe i zastanowić się, co naprawdę jest dla nas ważne. Dochodzimy do wniosku, że skoro nie mamy na coś wpływu, powinniśmy zająć się tym, co jest w naszym zasięgu. Możemy zająć się pomaganiem innym, albo rzeczami, na które nigdy nie mieliśmy czasu. Kiedy nawet stosując te metody nie udaje nam się złagodzić narastającego napięcia możemy popaść w stan stagnacji i bezradności.
Stan taki jest dlatego groźny, że wysysa on z nas chęć do działania i podejmowania jakichkolwiek wysiłków. Przestajemy umieć dostrzegać pozytywne rzeczy wokół siebie i dajemy się opanować negatywnym myślom. Przestajemy się cieszyć z codziennych, drobnych przyjemności i przestajemy mieć ochotę na podejmowanie się zajęć, które zwykle sprawiały nam radość. Pozbawiamy w ten sposób nasz mózg ważnych substancji, które decydują o naszej równowadze emocjonalnej oraz o podtrzymywaniu naszej motywacji do działania.
W "normalnych" warunkach zanim coś zrobimy, możemy zazwyczaj poczekać, aż przyjdzie nam na to ochota. W sytuacji, kiedy czujemy, że opanowuje nas marazm i poczucie beznadziejności, powinniśmy zaplanować takie działania, zanim poczujemy chęć na zrobienie ich.
Pierwszą rzeczą, jaką możemy zrobić, jest zastanowienie się, jakie rzeczy i czynności sprawiają nam przyjemność i dają poczucie satysfakcji. Czy jest to chwila odpoczynki i relaksu, kąpiel? A może słodka przekąska albo wykonanie jakiegoś ćwiczenia fizycznego, rozmowa na czacie z ze znajomymi, czytanie książki, przyrządzenie sobie ulubionego napoju? A może wreszcie kupienie sobie jakiegoś drobiazgu, który zawsze chcieliśmy mieć?... Co ciekawe do takich działań należy także wykonywanie rzeczy, które nie kojarzą się z przyjemnością, a są ciągle odkładanymi obowiązkami - skoszenie trawnika, zrobienie zakupów, wykonanie dawno zleconej pracy. Wywiązanie się z takiego obowiązku daje nam poczucie ulgi oraz przekonanie o zrobieniu czegoś ważnego, albo po prostu "załatwieniu sprawy".
Następnym krokiem jest włączenie tych czynności do swojego codziennego rozkładu zajęć obok porannej toalety, przygotowywania i spożywania posiłków, wykonywania obowiązków domowych, szkolnych czy zawodowych. Po pewnym czasie możemy dokonać "przeglądu" tych działań i ocenić, które z nich przynoszą najlepsze rezultaty - i te podtrzymywać oraz rozszerzać naszą "listę" o nowe aktywności.
Jeśli odczuwamy opór przed podjęciem takich działań, albo wątpimy w ich skuteczność spróbujmy podejść do nich jak do swego rodzaju eksperymentu. Bez osądzania z góry sprawdźmy, czy przyniosą one jakieś rezultaty.
W razie trudności z podejmowaniem takich aktywności rozłóżmy je na mniejsze, łatwiejsze do wykonania elementy. Zamiast sprzątać cały pokój, sprzątnijmy najpierw biurko, zamiast urządzać "słodką ucztę", przygotujmy sobie słodką, chłodną lemoniadę...
Wymyślajmy różne, czasem zaskakujące aktywności, a nie tylko te, które zawsze nam sprawiały radość. Próbujmy, badajmy i eksperymentujmy, co jeszcze może zadziałać.
Nie wywierajmy na sobie presji, że sposób ten "musi" zadziałać. Skupmy się na wykonaniu tego, co zaplanowaliśmy.
I - jeszcze raz - nie czekajmy, aż poczujemy ochotę na daną czynność. Traktujmy ją jako część naszego planu dnia.
Czerpanie radości z najdrobniejszych przyjemności to element dbania o siebie. Nie tylko nie powinniśmy tego lekceważyć, ani wstydzić się, ale wręcz powinniśmy się czuć w obowiązku, aby nie zaniedbywać tej sfery naszego zdrowia.

Zdjęcie ze strony http://www.zoozanko.pl/a-kose-seg-czyli-norweskie-hygge/

27 kwietnia 2020



W ten weekend dotarła do nas informacja o kolejnym przedłużeniu zamknięcia szkół oraz - mimo stopniowego "odmrażania" życia społecznego - dalszym funkcjonowaniu większości obostrzeń związanych z trwającą pandemią. Wyobraźmy sobie dwie osoby. Jedna z nich przyjmuje te wiadomości ze zrozumieniem, uważa, że jest to niezbędne dla bezpieczeństwa, a nawet poczuła pewną ulgą, że nie musi jeszcze wracać do "normalnych" obowiązków, ale może nadal koncentrować się na budowaniu relacji z domownikami oraz regenerowaniu swoich sił nadszarpniętych codzienną gonitwą z czasów przed kwarantanną. U drugiej z tych osób wiadomość taka wzbudza poczucie buntu wobec takiej przymusowej sytuacji, uczucie poddania swego rodzaju opresji i odebrania ważnych przywilejów, brak zgody na to, że została pozbawiona możliwości realizacji swoich planów i zamierzeń.
To niekoniecznie muszą być dwie różne osoby. W życiu biegnącym swoim utartym torem sami czasem budzimy się rano ze świadomością, co nas czeka w ciągu dnia i myślą o tym, co będziemy robić i kogo spotkamy. Innym razem wstajemy z przewidywaniem czekających nas przeciwności, z którymi przyjdzie nam stoczyć walkę i uczuciem niepokoju o jej wynik. Udajemy się do swoich obowiązków wybierając ulubioną trasę i z satysfakcją obserwując otaczającą nas rzeczywistość, albo pokonujemy drogę pełną osób i sytuacji utrudniających nam dotarcie do celu i przyprawiających nas o dodatkową irytację. W szkole/pracy po prostu wykonujemy kolejne pojawiające się przed nami zadania, lub ze zniecierpliwieniem odliczamy kolejne minuty dzielące nas od powrotu do domu. Wreszcie na koniec dnia z satysfakcją relaksujemy się oglądając ulubiony program w telewizji lub z niechęcią przerzucamy kolejne kanały mając poczucie marnowania czasu.
Dzieje się tak, ponieważ nasz mózg może funkcjonować w dwóch trybach: w trybie "wymuszonego działania" (reaktywnym) oraz w trybie "bycia" (responsywnym). W tym pierwszym trybie wszystko, co spotykamy na swojej drodze nasz układ nerwowy odbiera jako przeszkodę zmuszającą nas do jej pokonania, bodziec do działania lub stresor uruchamiający reakcje obronne. W przeciwnym przypadku po prostu obserwujemy to, co nas otacza i pozwalamy sobie na akceptowanie tego bez odczuwania przymusu zmieniania tego, co nie oznacza jednak bierności, ale możliwość działania bez presji czasu i okoliczności oraz możliwość elastycznej zmiany w razie pojawienia się nieprzewidzianych sytuacji.
Nie jest jednak tak, że tryb działania jest czymś nieprzydatnym czy wręcz szkodliwym - gdyby tak było, nie zostalibyśmy w niego wyposażeni. Tryb ten pozwala nam na tworzenie planów i opracowywanie strategii, które doprowadzą nas do realizacji przyjętych zamierzeń. Pozwala też na pokonywanie przeszkód, ale tylko wówczas, kiedy nie przekracza to naszych możliwości.
Jednak to przestawienie się na tryb responsywny, tryb bycia pozwala nam na pogodzenie się z sytuacjami, na które nie mamy wpływu. Skupiamy się wówczas na wykonywaniu samej czynności, a nie osiągnięciu - zwłaszcza jak najszybszego - rezultatu. Jeśli np. zmywamy naczynia, to w trybie responsywnym pozwalamy sobie na to, aby czynność ta trwała tyle, ile wymagają tego okoliczności. Jeśli przełączymy się na tryb działania i założymy sobie, że czynność ta powinna trwać jak najkrócej, ryzykujemy pojawieniem się frustracji, jeśli nie uda nam się zrealizować swojego zamiaru.
Warto jak najczęściej korzystać z funkcjonowania w trybie "bycia". Wcześniej trzeba się nauczyć przełączania na ten tryb albo odkryć, że w ogóle taki tryb posiadamy. Co nam może w tym pomóc?
Po pierwsze - nauczmy się dostrzegać w codziennych sytuacjach ich pozytywne aspekty. "W obecnej sytuacji nie mogę robić wielu rzeczy, ale za to mogę skupić się na tym, na co dotąd nie miałem czasu".
Po drugie - danie przyzwolenia sobie na akceptację togo, co mnie otacza jest "w porządku". "Nie muszę walczyć z czymś, na co nie mam wpływu".
Po trzecie - coraz częstsze doświadczanie pozytywnych aspektów otaczającej nas rzeczywistości będzie z czasem broniło nas przed napływem negatywnych myśli.
Po czwarte - okazujmy wdzięczność za drobne sprawy. "Dziś jestem wdzięczny za to, że wstałem 10 minut wcześniej i dzięki temu spokojnie zjadłem śniadanie".
Po piąte - kiedy odczuwamy napięcie i zdenerwowanie dobrze jest jak najszybciej skorzystać z relaksacji i starać się przywrócić optymistyczną postawę.
Po szóste - im częściej będziemy się przełączać w tryb responsywny, tym silniej będziemy odczuwać jego pozytywny wpływ na naszą równowagę emocjonalną, a także - na nasze zdrowie fizyczne i nabieranie odporności.


25 kwietnia 2020

Również weekendowy i powiązany z poprzednim tekst napisany 20 marca z okazji Międzynarodowego Dnia Szczęścia.

20 marca to ustanowiony w roku 2012 przez ONZ Międzynarodowy Dzień Szczęścia.
Zgromadzenie Ogólne ONZ w swojej rezolucji stwierdza: "Dążenie do szczęścia jest podstawowym celem człowieka". Dużo wcześniej św. Jan Paweł II mówił, że „człowiek został stworzony dla szczęścia”, a jeszcze wcześniej autor Desideraty nawoływał: „Bądź uważny, dąż do szczęścia”. Jednym z najważniejszych dzieł traktujących o tym ulotnym temacie pozostaje nieodmiennie traktat wielkiego polskiego filozofa Władysława Tatarkiewicza „O szczęściu”.
Będziemy się dzisiaj zajmować filozofią??? Bez obaw. Wszak – zgodnie ze słowami Emanuela – filozofa, postaci z filmu Ranczo Wilkowyje – filozofia to „głębsze myślenie o sprawach, o których ludzie zwykle nic nie myślą”.
Co to jest szczęści, co to znaczy być szczęśliwym? Tatarkiewicz przytacza w swoim dziele słowa Travernera: „Ten jest szczęśliwym, kto nie wie, że nim jest”, przyznając mu po części rację, że ciągłe rozmyślenie o szczęściu, działa szkodliwie na jego przeżywanie, jednak na samym wstępie zauważa też, że pojęcie szczęścia jest powszechnym przedmiotem ludzkich rozważań.
Ta powszechność posługiwania się terminem „szczęście” powoduje, że istnieje wiele znaczeń tego słowa – często dość odległych od siebie. Możemy „mieć szczęście” oraz „być szczęśliwymi”. Jak odległe są to pojęcia świadczyć może fakt, że w wielu językach określane są one przez dwa różne słowa. Tatarkiewicz odnajduje wiele znaczeń terminu szczęście. Autor skupia się na czterech: „ Są tedy cztery przynajmniej zasadnicze pojęcia szczęścia; szczęśliwy jest, po pierwsze, te, któremu sprzyja pomyślny los, po drugie – kto zaznał najintensywniejszych radości, po trzecie – kto posiada najwyższe dobra lub przynajmniej dodatni bilans życia, i po czwarte – kto jest zadowolony z życia”.
Ważny jest także związek szczęścia z przyjemnością. Potocznie przyjemność o największej intensywności zwykliśmy nazywać szczęściem. Jednak o ile przyjemność sprzyja szczęściu, a stan szczęśliwości jest przyjemny, to nawet największa przyjemność nie gwarantuje szczęścia. Przyjemność jest odczuwana świadomie – szczęście nie musi, aczkolwiek przyjemność może pomóc w uświadomieniu sobie szczęścia.
Dążenie do przyjemności – zazwyczaj w połączeniu z unikaniem przykrości - może także oznaczać postawę polegająca na dążeniu do osiągnięcia „największej miary dóbr” i nie chodzi tu oczywiście – a przynajmniej nie wyłącznie i nie przede wszystkim – o dobra materialne, ale w znacznej mierze o wyznawane wartości.
A jaka jest zależność między szczęściem i nieszczęściem? Z jednej strony mamy w swoim życiu takie przeciwności jak: przyjemność – cierpienie, szczęście – nieszczęście, życie – śmierć, doskonałość – błąd. Człowiek zdaje się w naturalny sposób dążyć do pierwszego elementu każdej z nich, a unikać drugiego. Ale pojawiają się ludzie, którzy wypowiadają na przykład słowa: „Mam to szczęście, że jestem nieszczęśliwy”.
Niektórzy twierdzą, że szczęściem jest śmierć – za Ojczyznę, najbliższych, ideę... „Umrzeć to zysk” pisał św. Paweł. Cierpienia związane z prześladowaniami za wiarę zdawały się sprawiać pierwszym chrześcijanom największą radość, a nastoletni żołnierze Armii Krajowej mówią dziś, że czas Powstania Warszawskiego były „najszczęśliwszymi dniami w ich życiu”. Osobiście poznałem zadowolone z życia osoby niepełnosprawne i ponure osoby, którym do szczęścia pozornie nic nie brakuje, radosnych rodziców nieuleczalnie chorych dzieci i martwiących się o swoją przyszłość ludzi bardzo zamożnych. Czy mamy zatem pogodzić się z paradoksem, że nieszczęście to warunek bycia szczęśliwym, że aby osiągnąć szczęście, należy stać się nieszczęśliwym?
Okazuje się, że nie chodzi tu o celowe „unieszczęśliwianie się” ale o to, jak traktujemy przeciwności losu. W rozważaniach Tatarkiewicza na temat relacji szczęście – nieszczęście odnajduję po części poglądy św. Augustyna na dobro i zło, który mówi, że bez zła nie ma dobra, tak jak bez cienia nie ma światła. Tak też możemy powiedzieć, że bez cierpienia nie ma szczęścia. Dla Augustyna zło to brak dobra, cytowany przez Tatarkiewicza Bouiller twierdzi, że cierpienie to ustanie przyjemności. Skąd wiedzielibyśmy, że jesteśmy szczęśliwi, gdybyśmy nigdy nie doświadczyli stanu przeciwnego? W sytuacjach niepomyślnych pomocny bywa humor jako zdolność do obracania przeciwności w żart oraz zdolność do” nieprzejmowania się niczym”. Cierpienia wg Tatarkiewicza są zwykle nieproporcjonalne do przyczyn, które je wywołują. Wiele także zależy od naszej interpretacji. Dotyczy to zarówno tego, co Autor nazywa przeszkodami w szczęściu (przeszkodą może być zarówno nuda jak i życie „zbyt czynne”) jak i czynnikami szczęścia (źródłem szczęścia mogą być zarówno wspomnienia jak i marzenia o przyszłości). W innym miejscu zwraca uwagę, że zdolność odczuwania szczęścia, czy sposób przeżywania przeciwności zależy od cech charakteru człowieka, od okresu życia, w jakim aktualnie się znajduje, wcześniejszych doświadczeń, warunków życia i ich porównywania z otoczeniem, a także od stanu jego zdrowia psychicznego. Z tym ostatnim filozof stwierdza wręcz, że zdolność odczuwania szczęścia jest warunkiem zdrowia psychicznego.
Czy osiągnięcie szczęścia jest w ogóle możliwe? Tatarkiewicz zdaje się wyciągnąć wniosek umiarkowanie optymistyczny: skoro osiągnięcie pełni szczęścia nie jest możliwe, to równie nieprawdopodobne jest osiągnięcie „pełni nieszczęścia”. Cisną się na usta słowa piosenki Skaldów: „Nie o to chodzi by złowić króliczka, ale by gonić go”. Człowiek nie tylko ma prawo dążyć do szczęścia ale wręcz obowiązek starania się o jego osiągnięcie. Stanie się to jasne jeśli uświadomimy sobie istnienie tożsamości pomiędzy szczęściem a moralnością. Cytując Arystotelesa Autor przytacza pogląd stanowiący, że szczęście to stan wolności od wyrzutów sumienia. Jeśli nawet nie każdy człowiek szczęśliwy jest człowiekiem moralnym, to z wielkim prawdopodobieństwem człowiek żyjący w zgodzie ze sobą jest szczęśliwy.

24 kwietnia 2020

Taki bardziej weekendowy temat pierwotnie zamieszczony - a jakże - 1. kwietnia.

Czym jest humor? Otóż według najpopularniejszej teorii polega on na umiejętności dostrzegania w życiu niespójności i znajdowaniu dla nich innych rozwiązań.
W psychologii wyróżnia się kilka typów humoru. W rozładowywaniu napięć w grupie pomaga humor afiliacyjny, który charakteryzuje się skłonnością do opowiadania zabawnych historii i dowcipów, humorystycznego przekomarzania się i rozbawiania innych. Dla dobrostanu jednostki istotny jest humor adaptacyjny, który pomaga radzić sobie w sytuacjach stresowych i podnosi na duchu, co znowu wyraża się w tendencji do dostrzegania w życiu zabawnych okoliczności.
Na poczucie humoru składa się bardzo dużo elementów. Na przykład kompetencje językowe. Osoba sprawnie posługująca się tzw. kodem językowym będzie miała narzędzie do zabaw słowem. Ważna jest też wiedza o świecie i oczytanie. Humor często zanurzony jest w kontekście literackim, jeśli go znamy, łatwiej nam dostrzec żart oparty na zabawnych aluzjach czy na „przeskokach” między różnymi dziełami literackimi. Ale za tymi kompetencjami zewnętrznymi stoi jeszcze osobowość. Ludzie w jakimś stopniu poczucie humoru dziedziczą, ale bardzo istotne jest także to, czy ktoś dorasta w rodzinie, gdzie się dużo żartuje.
Gdzie się rodzi poczucie humoru? Badający fizjologię humoru neuropsychologowie lokują go w głowie. Mówią, że bardziej odpowiada za nie lewa półkula mózgu, ale to, jak szybko reagujemy na żarty, zależy od połączeń między półkulami. Pobudzanie pewnych ośrodków w mózgu wywołuje dobry nastrój. Ciekawa jest też fizjologia śmiechu. Śmiech masuje przeponę, reguluje ciśnienie. Gdy się śmiejemy, w ciele pojawiają się podobne zmiany jak podczas wysiłku fizycznego – serce bije szybciej, poprawia się ukrwienie ciała, zwłaszcza mięśni klatki piersiowej i twarzy, człowiek głębiej oddycha, co wpływa na lepsze dotlenienie mózgu i całego organizmu. Prócz tego pojawiają się zmiany fizjologiczne, które są nieobecne podczas zwykłego wysiłku fizycznego. Przede wszystkim mózg wydziela endorfiny – hormony szczęścia. Są to związki chemiczne poprawiające samopoczucie, redukujące siłę odczuwanego bólu i cierpienia oraz podnoszące nastrój. Wentylowane są te partie płuc, które przy normalnym oddychaniu zazwyczaj są mniej aktywne. Organizm pozbywa się także nadmiaru adrenaliny, co daje efekt odstresowania i relaksu.
Ponieważ śmiech rozładowuje stres i zmienia widzenie sytuacji stresowej, wykorzystujemy go nieraz jako lekarstwo. Śmiech pozwala przetrwać trudne chwile, stąd joga śmiechu, odwiedziny klaunów w hospicjach dla dzieci, którzy mają pomóc im znosić ból i strach. Dla przykładu: dziecko, które boi się „potwora w szafie”, proszone jest o to, aby go narysować, potem zaś rysunek jest zmieniany – maluch dorysowuje potworowi śmieszne uszy, głupie majtki lub zabawne tło. Gdy dziecko jest w stanie się uśmiechnąć na widok „strasznego stwora”, jego lęk znacznie słabnie. W trakcie jednego z przeprowadzonych eksperymentów pacjenci oglądali w poczekalni do dentysty programy satyryczne. Stwierdzono że, odczuwali wówczas niższy poziom niepokoju przed wizytą. Śmiech podniósł w dodatku zdolności immunologiczne ich organizmów. Krew pacjentów, którzy śmiali się przed wizytą u lekarza, zawierała większą liczbę substancji odpornościowych zapewniających ochronę przed drobnoustrojami.
O tym, jak bardzo poczucie humoru może pomóc w przypadku ciężkiej choroby, świadczy historia prof. Normana Cousinsa, amerykańskiego publicysty. Po tym, jak zdiagnozowano u niego zapalenie stawów kręgosłupa, a lekarze oznajmili, że ból będzie mu towarzyszył do końca życia, Cousins zamknął się w pokoju z filmami braci Marx. Już wkrótce policzył, że dziesięć minut śmiechu to dwie godziny snu bez bólu. Żył o wiele dłużej, niż wróżyli to lekarze i - mimo choroby – był w stanie wykładać na Uniwersytecie Kalifornijskim.
Terapeutyczne funkcje humoru widać doskonale w czasie różnego rodzaju traumatycznych sytuacji – dlatego dramatyczne wydarzenia wywołują m. in. falę żartów w Internecie. Kiedy huragan Katrina zmiótł w 2005 roku w Nowym Orleanie 350 tys. domów, ktoś wywiesił na płocie zalanej posesji napis: „Przeminęło z wiatrem”. Rozbrojenie sytuacji śmiechem było jedynym kołem ratunkowym, które ofiara żywiołu mogła rzucić sobie sama w obliczu katastrofy. Osoby, które w życiu częściej odwołują się do swojego poczucia humoru, inaczej widzą sytuacje stresowe. Najważniejszy efekt poczucia humoru polega na tym, że ludzie ci są skłonni spostrzegać sytuacje stresowe raczej jako wyzwania niż trudności życiowe. Rozbawienie bywa pomocne w sytuacjach napięcia. Zastępując gniew żart i śmiech może być czynnikiem rozładowującym spiralę lęku czy agresji.
Badania nad osobowością ludzi, którzy posługują się często swoim poczuciem humoru, ujawniły ciekawe zależności. Jedną z nich jest np. to, że przeważnie są oni bardzo dojrzali. Ich poczucie humoru jest jednak specyficzne, nie zawiera złośliwości lub jedynie łagodną jej formę i raczej wywołuje uśmiech zaskoczenia niż śmiech do rozpuku. Charakterystyczną cechą tych osób jest też to, że umieją się śmiać z siebie i mają dystans do własnej osoby. Dodatkowo objawia się to w realistycznym ocenianiu swoich możliwości i osiągnięć. Osoby, które się często śmieją, mają lepszą odporność, a ich twarze odbierane są przez otoczenie jako ładniejsze, gdy my mamy lepsze samopoczucie, także inni czują się z nami lepiej. Psychologowie podkreślają znaczenie humoru dla komunikacji i budowania więzi. Śmiech jednoczy wspólnotę
Warto wyrobić w sobie poczucie humoru. Śmiech ułatwia życie, pomaga opanować stres, zjednuje ludzi. Łatwiej poradzisz sobie z problemami, jeśli oswoisz je śmiechem.


Początkowo miałem zamiar w dzisiejszym wpisie podać rozwiązania wczorajszych zadań. Ostatecznie doszedłem jednak do wniosku, że skoro ma to być ćwiczenie kreatywnego myślenia, to nie mogę pozwalać na chodzenie na łatwiznę ;) . Wszystkie zaprezentowane przykłady zostały zaczerpnięte przeze mnie z klasycznych eksperymentów psychologicznych i - jeśli już ktoś naprawdę nie potrafi ich rozwiązać oraz jeśli wcześniej już ich nie znał - to bez trudu znajdzie opis tych prób w Internecie.
W zamian za to proponuję jeszcze jedną zabawę podnoszącą naszą sprawność intelektualną i zdolności kreatywne. Ta zabawa to Tribond. Gra polega na odgadnięciu, co łączy trzy podane słowa.
Dla młodszych dzieci może to być podanie wspólnej kategorii dla słów takich jak:
- skarpetka, bluzka, czapka (ubrania),
- ogórek, marchewka, seler (warzywa),
- samolot, statek, rower (pojazdy).
Dla starszych zadania bardziej ambitne:
- żuk, rycerz, czołg (mają pancerz),
- samolot, ważka, drużyna piłkarska (mają skrzydła),
- telefon, życie, odcinek (linia).
Zagadki mogą dotyczyć podobnego tematu, ale na różnym poziomie ogólności:
- Szczęsny, Cionek, Krychowiak (ogólnie - piłkarze),
- Milik, Lewandowski, Piątek (konkretniej - napastnicy).
Jeśli nie mamy dostępu do "gotowej", zakupionej gry, to nawet tym lepiej. Sami wymyślajmy słowa i łączące je znaczenia. To może być jeszcze trudniejsze niż samo odgadywanie. Słowa mogą należeć - podobnie jak w oryginalnej grze - do określonych kategorii (w grze są to: nauka, kultura i rozrywka, sport, oraz rozmaitości), albo możemy wymyślać dowolne słowa bez podanej kategorii (jak w grze "rozmaitości"). Możemy podążać za instrukcją klasycznej gry, a możemy tworzyć własne zasady, a także włączać elementy zaczerpnięte z Tribonda do innych zabaw czy rozgrywek. Im większa pomysłowość - tym lepiej.
Zabawa jest naprawdę godna polecenia. Odwołuje się do naszej wiedzy (pamięci logicznej), wpływa na zdolność logicznego myślenia oraz tworzenia kategorii i pojęć, rozwija sprawność językową. Dla mnie równie ważną - jeśli nie najważniejszą - zaletą gry jest to, że jest ona kolejną okazją do wspólnego spędzania czasu. Nie tylko przy okazji zbliżającego się weekendu.


Zdjęcie ze strony: https://edutorial.pl/rozwoj-osobisty/11-planszowych-gier-edukacyjnych-nie-tylko-dla-doroslych/

23 kwietnia 2020

W naszych rozważaniach dotyczących kreatywności pora na zmierzenie się z problemem własnej aktywności poznawczej jako sposobem na podnoszenie sprawności intelektualnej.
Kiedy napotykamy w swoim życiu problem, którego rozwiązania nikt nam dotąd nie podpowiedział, musimy się z nim zmierzyć wykorzystując własne zasoby i potencjał. Jak już wspominałem nowe rozwiązania nie biorą się znikąd, ale są wynikiem naszej wiedzy i doświadczeń. Jednak zdarza się, że to, co jest nam niezbędne do rozwiązania problemu, może paradoksalnie okazać się przeszkodą w osiągnięciu celu. Dzieje się tak, kiedy w naszym umyśle pojawiają się typowe przeszkody stające nam na drodze do rozwiązania problemu.
Pierwszą grupą takich przeszkód są… nasze wcześniejsze doświadczenia. Tak – to co zwykle jest warunkiem skutecznego pokonania przeciwności, może być jednocześnie pułapką. I teraz nastała pora, aby wrócić do zagadki zadanej w pierwszym wpisie poświęconym myśleniu kreatywnemu – tej o człowieku odwiedzającym ciotkę. Ilu z nas pomyślało, że związek sposobu dotarcia na 10. piętro z pogodą polega na tym, że bohater naszej historyjki przy ładnej pogodzie czuje się pełen wigoru i dlatego jest skłonny pokonać część drogi pieszo? Jeśli tak było, jest to zupełnie naturalne, bo większość z nas doświadcza wpływu pogody na nasz nastrój, a tylko nieliczni mają do czynienia z osobami niepełnosprawnymi czy w różny sposób zdeformowanymi. O co chodzi? O to, że bohater zagadki jest… karłem i podczas deszczu naciska ostatni guzik posiadanym parasolem, a przy ładnej pogodzie, bez parasola jest w stanie dosięgnąć jedynie do guzika zapewniającego wjazd na 7. piętro.
Sposobem na przełamywanie barier tego typu może być zabawa w rozwiązywanie zagadek lateralnych, o których już wcześniej wspominałem. Więcej o zagadkach lateralnych oraz ich przykłady możemy poznać tutaj: http://www.eioba.pl/a/2s4y/21-najciekawszych-zagadek-lateralnych . Są też w sprzedaży specjalne gry karciane, które polegają na losowaniu karty z zagadką i wspólnym  ich rozwiązywaniu np. w grupie znajomych lub domowników. To oprócz ćwiczenia myślenia kreatywnego naprawdę doskonały sposób na wspólne spędzanie czasu i budowanie relacji.

Drugą grupą przeszkód w dochodzeniu do rozwiązania problemu jest błędne nastawienie. Jeśli z góry nastawimy się na określony kierunek poszukiwań. Ma to też pewien związek z naszymi wcześniejszymi doświadczeniami, ponieważ w pułapkę błędnego nastawienia wpadamy zazwyczaj wówczas, kiedy jakaś metoda dochodzenia do rozwiązania zawsze sprawdzała się w przeszłości. Jest to rodzaj rutyny, w jaką popadamy, bo wcześniej pewne sposoby zapewniały nam sukces. Jak się przekonać, czy jesteśmy podatni na stanie się ofiarami błędnego nastawienia? Możemy np. spróbować rozwiązać zadanie polegające na odwróceniu piramidy monet, tak aby po przesunięciu jedynie trzech monet, piramida „stanęła” na swoim czubku.



Innym zadaniem tego typu jest przeprowadzenie bez odrywania ołówka linii łamanej złożonej jedynie z czterech odcinków, tak aby linie przechodziły przez wszystkie dziewięć kropek ułożonych w kwadrat.


Możemy wreszcie spróbować ułożyć cztery trójkąty równoboczne mając do dyspozycji sześć zapałek. Bok trójkąta ma być równy długości zapałki, a zapałek oczywiście nie wolno łamać.





Jednym ze sposobów przełamywania błędnych nastawień jest odroczenie rozwiązanie problemu. Wykorzystujemy wówczas zjawisko tzw. olśnienie, kiedy przestajemy się świadomie koncentrować na problemie, a rozwiązanie znajdujemy dzięki „myśleniu utajonemu”. W przełamaniu rutyny pomaga także urozmaicenie zadań, jakich się podejmujemy, co pozwala uniknąć popadania w schematyzm działania.

Inną jeszcze przeszkodą w osiągnięciu celu jest fiksacja funkcjonalna. Jeśli zbytnio skupiamy się na przeznaczeniu danego przedmiotu, trudno będzie nam w razie potrzeby znaleźć inne zastosowanie dla niego. Klasyczny eksperyment polegał na umieszczeniu pewnego przedmiotu (np. piłeczki pingpongowej) na określonej wysokości, kiedy mieliśmy do dyspozycji – oprócz owego przedmiotu – pudełko zapałek, kilka pinezek i tablicę korkową. Wysokość, na jakiej miał być umieszczony przedmiot była oczywiście większa niż wysokość pudełka zapałek.
W przełamywaniu fiksacji funkcjonalnej pomocne mogą być zabawy typu:

Bezludna wyspa. Wyobraź sobie, że jesteś rozbitkiem na bezludnej wyspie. Twój okręt zatonął. Pewnego dnia znajdujesz na plaży skrzynię, a niej pełno żarówek, wkładów do długopisów i guzików do bielizny. Jak możesz je wykorzystać w na bezludnej wyspie?

Uniwersalne wieszaki. Przez dwie minuty notuj wszystkie możliwe zastosowania wieszaka. Przez kolejne dwie minuty wypisuj, czego nie da się zrobić z wieszakiem. Teraz wybierz kilka wpisów z drugiej listy i zastanów się, jak sprawić, aby dane zastosowanie było jednak możliwe.

Leonardo da Vinci. Przygotuj czystką kartkę i ołówek. Zamknij oczy, wyobraź sobie, że jesteś artystą i zacznij rysować. Niech ołówek swobodnie przesuwa się po kartce, jakbyś coś szkicował. Kiedy skończysz swoje dzieło, otwórz oczy. Co może przedstawiać rysunek? Co ci przypomina?

3 x 3 minuty. Przygotuj stoper, trzy kartki papieru i długopis. Ustaw stoper na trzy minuty i w tym czasie wypisz wszystkie możliwe sposoby wykorzystania puszki zupy. Wykorzystaj pełne trzy minuty! Przez kolejne trzy minuty notuj wszystkie jadalne rzeczy koloru białego. Na koniec, znów przez trzy minuty, opisuj, co by było, gdyby ludzie mieli trzy ręce zamiast dwóch.

A gdyby? Wybierz artykuł z gazety codziennej dotyczący ważnej sprawy. Następnie zmień w nim istotną informację, wykorzystując scenariusz „a gdyby”, np. „A gdyby dzieci mogły głosować w wyborach prezydenckich?”. Wyobraź sobie społeczne, polityczne i ekonomiczne konsekwencje takiej zmiany. Jak wyglądałby wtedy świat?
Wszystkie opisane tu zadania mogą posłużyć do zorganizowania rodzinnego wieczoru zabaw. Jeszcze raz proponuję – wykorzystujmy czas kwarantanny do budowania relacji, a w tym przypadku ćwiczmy jednocześnie nasze myślenie. I pamiętajmy – nierozwiązywalne problemy zazwyczaj rozwiązują ludzie, którzy nie wiedzą, że nie da się ich rozwiązać.

Zabawy na przełamywanie fiksacji funkcjonalnej opracowała Agnieszka Chrzanowska na podst.: E. Nęcka, Trening twórczości.
Zdjęcie ze strony https://pieknoumyslu.com/tworcze-myslenie-obudzic/

22 kwietnia 2020



Jak już wcześniej wspomniałem drugą grupą czynników pobudzających nasz układ nerwowy do działania jest stymulacja ze strony środowiska czyli dostarczanie bodźców, a mówiąc jeszcze inaczej - informacji. Tym czym dla funkcjonowania biologicznego komórek nerwowych są substancje odżywcze, tlen, woda i mikroelementy, tym dla ich funkcjonowania poznawczego są dostarczane przez otoczenie bodźce niosące mniej lub bardziej złożone informacje.


Proces myślenia możemy - w pewnym uproszczeniu - uznać za proces przetwarzania zdobytych informacji w celu znalezienia rozwiązania nurtującego nas problemu. Mimo, że zwykło się uważać, że twórczość polega na wymyślaniu czegoś zupełnie nowego, to śledząc historię wynalazków możemy zauważyć, że nie powstają one "z niczego", ale są wynikiem obserwacji otoczenia. Lokomotywa parowa została wynaleziona, kiedy Richard Trevithick "położył" maszynę parową na boku i dodał do niej koła, a z kolei maszynę parową Thomas Newcomen wynalazł podobno obserwując podskakującą na garnku pokrywkę.
Każdy bodziec niesie pewną informację, a zbiór informacji tworzy wiedzę. Bodziec polegający na zmianie natężenia światła niesie informację "zrobiło się ciemniej", a z tej informacji może wynikać wiedza "kiedy robi się ciemno, nastaje noc". Wiedzę czerpiemy z wnikliwej obserwacji otoczenia (pod warunkiem, że posiadamy coś, co zwykło się nazywać ciekawością świata), a wyciągnięte na podstawie tych obserwacji wnioski próbujemy wykorzystywać w praktyce. Gotową wiedzę zdobytą już przez innych nabywamy czytając książki oraz rozmawiając z ludźmi, którzy wiedzę taką już posiadają - tu także potrzebne jest rozwijanie i pielęgnowanie zainteresowań. Później tak zdobytą wiedzę także testujemy w codziennym życiu.
Aby przygotować nasz mózg do twórczej pracy musimy dbać o jego sprawność oraz dostarczać mu stale odpowiednich dawek informacji.
Pierwszym krokiem do tego celu jest... aktywność fizyczna. Kiedyś pokutował pogląd oddzielający "somę" od "psyche", ale od dawna już wiemy, że człowiek jest jednością psycho - fizyczną. Aktywność fizyczna sprzyja dotlenieniu i lepszemu odżywieniu tkanki nerwowej. Zwiększa także dopływ bodźców do naszych receptorów.
Ćwiczenie korzystnie wpływające na nasz układ nerwowy to takie, które jednocześnie angażują wiele grup mięśni, ćwicząc jednocześnie koordynację i równowagę. Ćwiczenia takie pobudzają jednocześnie wiele ośrodków w naszym mózgu oraz wymuszają komunikację pomiędzy nimi. Może to być aerobik, fitness, pilates... , a także taniec. Ale jeszcze lepiej wpływają na nas wszelkie aktywności na świeżym powietrzu: spacery, turystyka kwalifikowana, wspinaczka, jogging, nordic walking, jazda na rowerze... Otwarta przestrzeń zapewnia jeszcze większą ilość docierających do nas bodźców oraz ich różnorodność. Zmieniające się wraz z przemieszczaniem otoczenie powoduje, że odbieramy coraz to inne bodźce słuchowe, wzrokowe, dotykowe, związane z czuciem temperatury itp. Z kolei sporty zespołowe dodają do tego wszystkiego jeszcze nawiązywane i podtrzymywane w ich trakcie relacje społeczne oraz zapewniają pierwiastek nieprzewidywalności, kiedy na bieżąco musimy reagować na zachowania partnerów lub rywali. Powstał także system ćwiczeń fizycznych wymyślonych specjalnie w celu pobudzania układu nerwowego - kinezjologia. System ten zawiera ćwiczenia oddechowe, ćwiczenia naprzemienne mające integrować obie półkule mózgowe, ćwiczenia jednostronne oraz ćwiczenia integrujące. Kinezjologia znajduje co prawda obok zwolenników także wielu krytyków podkreślających jej niedostateczne podstawy naukowe, ale w ramach urozmaicenia wykonywanie takich ćwiczeń na pewno nam nie zaszkodzi. W oddziaływaniu na układ nerwowy bardzo ważne jest urozmaicenie ćwiczeń oraz - jak już wspomniałem - ich kompleksowość.
Innym sposobem na dostarczanie naszemu układowi nerwowemu nowych bodźców jest "neurobik" (lub neurofitness). Jego zasadą jest między innymi przełamywanie codziennej rutyny. Rutyna jest przydatna przy wykonywaniu zautomatyzowanych powtarzających się czynności, ale jednocześnie "wyłącza" nasz mózg aktywizując jedynie wyspecjalizowane jego ośrodki. W ramach tak rozumianego neurobiku warto co jakiś czas wykonywać nasze rytuały w inny sposób. Zmieńmy na przykład kolejność czynności wykonywanych zaraz po przebudzeniu - najpierw pościelmy łóżko, a dopiero później weźmy prysznic (jeśli zazwyczaj robimy odwrotnie), uczeszmy się i umyjmy zęby lewą ręką (jeśli jesteśmy praworęczni). Możemy także spróbować nowych potraw niż te, które jadamy zazwyczaj, możemy jeść z zamkniętymi oczami zwracając większą uwagę na smak i zapach jedzenia, rozpoznawać przedmioty samym dotykiem bez udziału wzroku, a odważniejsi mogą spróbować poruszać się w ciemnym pokoju bez zapalania światła. Nie chodźmy też w znane miejsca ciągle tą samą drogą, ale zmieniajmy co jakiś czas trasę. Podobną rolę może spełniać także uczenie się nowych rzeczy - może warto właśnie teraz zacząć naukę gry na instrumencie, albo nowego języka obcego? A może spróbować jakiejś dziedziny związanej z rękodziełem lub szeroko rozumianą sztuką?
Zrywanie z codzienną rutyną ma także w obecnej sytuacji walor terapeutyczny. Jednym z etapów przeżywania sytuacji kryzysowej jest stagnacja następująca po fazie poszukiwania rozwiązań i prób dostosowania się do nowych warunków. Właśnie neurobik może okazać się przydatny przezwyciężeniu lub choćby złagodzeniu jej skutków.

Na zakończenie - jeśli ktoś czytając ten tekst pomyślał: "Zaraz, zaraz... Wynalazcą lokomotywy jest Stephenson, a maszyny parowej - Watt" i zaczął sprawdzać informacje, aby wykazać mi błąd, to gratuluję i mogę stwierdzić, że moja pisanina przyniosła pozytywny skutek. Gratuluję także tym, którzy znają poprawną odbpowiedź bez sprawdzania.


Zdjęcie ze strony: https://www.mjakmama24.pl/dziecko/maluch/funkcjonowanie-poznawcze-czym-sa-zdolnosci-poznawcze-aa-xe35-YeLA-XKFX.html

21 kwietnia 2020


Drugi wpis poświęcony kreatywności - tym razem na bieżąco.


Jak wspomniałem poprzednio o naszej sprawności intelektualnej decydują czynniki zgromadzone w trzech grupach. Jako pierwsze wymieniłem czynniki biologiczne.

Mogło by się wydawać, że czynniki biologiczne najmniej poddają się naszym świadomym działaniom, bo jacy się urodziliśmy, jak wyposażyli nas genetycznie nasi rodzice i jaki wpływ wywarły na nasz system nerwowy czynniki zewnętrzne – tacy już po prostu jesteśmy. Jednak również tutaj mamy duży wpływ na możliwości poprawy własnej sprawności intelektualnej.
Kto dorwał do końca mojego wcześniejszego tekstu poświęconego stresowi, mógł zapoznać się z opracowanymi przez P. Zimbardo „10 krokami do osobistego dobrostanu”. Jeśli się dokładnie wczytać w ten katalog, to zauważymy, że w zasadzie sprowadza się on do dbania o dobrą kondycję naszego układu nerwowego i chronienia go przed czynnikami szkodliwymi lub mogącymi naruszyć jego strukturę lub funkcjonowanie. Jednym z takich sposobów – uwzględnionym przez Zimbardo – jest przede wszystkim odpowiednia dieta.
Co ma dieta do kreatywności? Dieta  decyduje o naszym zdrowiu „fizycznym”, ma doniosły wpływ na nasz system immunologiczny, wpływa na nasze samopoczucie i nastrój… W pierwszej kolejności należy wyeliminować z niej substancje ewidentnie szkodliwe, a więc różnego rodzaju toksyny, substancje psychoaktywne, większość używek, a inne stosować z rozsądkiem i wielkim umiarem. Należy także unikać produktów spożywczych wysoko przetworzonych, dań gotowych (zupek i sosów w proszku, produktów w torebkach, puszkach i słoikach…). Produktami niewskazanymi także są:

 - białe pieczywo,
- słodkie produkty mączne (drożdżówki, ciastka, naleśniki…),
- tłuste mięso,
- konserwy,
- wysoko przetworzone produkty mięsne,
- produkty ze sztucznymi konserwantami i barwnikami
- mięso i ryby smażone lub pieczone w dużej ilości tłuszczu

- roślinne tłuszcze utwardzone (margaryna),
- tłuszcze zwierzęce,
- tłuszcze nasycone

Należy natomiast spożywać regularnie 5 lekkostrawnych posiłków dziennie zawierających produkty bogate w:
- witaminy z grupy B, witaminę A, C i D;
- kwasy tłuszczowe omega 3;
- cynk oraz magnez, selen, wapń, żelazo
Produktami wskazanymi są:

1. Węglowodany:
- kasze,
- ryż (zwłaszcza „brązowy”) ,
- makaron (zwłaszcza razowy z pełnego przemiału),
- pieczywo pełnoziarniste

2. Białko:
- chude mięso (zwł. drób),
- ryby,
- jaja,
- jogurt, kefir,
- chudy ser
Mięso i ryby przygotowane na parze, pieczone w foli, duszone

3. Tłuszcze:
- nierafinowane, tłoczone na zimno oleje roślinne,
- oliwa z oliwek,
- tran,
- ziarna roślin oleistych (orzechy, pestki dyni, pestki słonecznika, siemię lniane…)

Owoce, a zwłaszcza:
- owoce jagodowe (borówki, jagody, porzeczki, jeżyny…)

Warzywa:
Warzywa surowe lub gotowane na parze jako dodatek do każdego posiłku

Codziennie należy wypijać min. 1,5 do 2 litrów (6 – 8 szklanek) płynów – najlepiej wody.

Z diety nie należy eliminować takich produktów jak cukry czy tłuszcze – należy je natomiast spożywać w odpowiedniej postaci.
Podstawowym „paliwem” naszego układu nerwowego jest glukoza. Nasz mózg zużywa do 20% glukozy i tlenu w porównaniu z resztą organizmu mimo, że sam stanowi zaledwie ok. 2% wagi organizmu dorosłego człowieka. Ważne jest aby glukoza dostarczana była w sposób stały i równomierny, a to zapewnia spożywanie cukrów złożonych zawartych w razowym pieczywie, produktach mącznych z pełnego przemiału, kaszach czy brązowym ryżu.
 Nie należy także rezygnować całkowicie z tłuszczów, bo w nich są zawarte ważne witaminy (A,D,E,K) oraz nienasycone kwasy tłuszczowe.
Do zrównoważonego funkcjonowania układu nerwowego konieczne są witaminy (zwłaszcza z grupy B) oraz kwasy omega 3 – kwasy te nie tylko pełnią funkcje regulujące działanie układu nerwowego ale stanowią także ważny składnik budulcowy tkanki nerwowej.

Impulsy nerwowe przebiegające w komórkach nerwowych mają charakter elektryczny. Do ich wytworzenia konieczny jest mechanizm tzw. pompy sodowo – potasowej, a do jej działania konieczne jest odpowiednie stężenie w naszym organizmie nie tylko sodu i potasu właśnie ale również magnezu i wapnia. Substancji tych musimy sobie oczywiście dostarczyć w pożywieniu.
Przekazywanie impulsów nerwowych między komórkami ma z kolei charakter chemiczny i odbywa się za pomocą substancji zwanych neuroprzekaźnikami. Te decydujące o naszej zdolności do nauki i myślenia to przede wszystkim:

- acetylocholina decydująca o procesach pamięci  i uczenia się,
- dopamina mająca doniosły wpływ na procesy motywacji,
- serotonina decydująca o naszym nastroju
- noradrenalina regulująca procesy uwagi

Neuroprzekaźniki wytwarzane są w samych komórkach nerwowych, jednak potrzebne są do tego dostarczane w pożywieniu substancje – tzw. prekursory. I tak:

- prekursorem acetylocholiny jest cholina występująca m. in. w kalafiorze i mleku,
- prekursorem serotoniny jest tryptofan zawarty przede wszystkim w jajkach i mięsie,
- prekursorem noradrenaliny i dopaminy jest tyrozyna występująca w mięsie, jajkach, mleku i roślinach strączkowych.

Odpowiednia ilość przyjmowanych płynów decyduje o właściwym napięciu (tonusie) wewnątrz komórek nerwowych oraz usprawnia dostarczanie do nich substancji odżywczych i usuwanie produktów spalania wewnątrzkomórkowego.
Ważne jest, aby wszystkie te substancje czerpać z naturalnego pożywienia, a nie – poza wyraźnymi zaleceniami lekarskimi – przyjmować je w postaci suplementów diety.

Jak więc widzimy: Jesteśmy tym, co jemy – jak mówi znana sentencja. Pamiętajmy o tym.