29 maja 2020




Kto z rodziców powie: „Chcę wychować moje dziecko na osobę, która będzie zawsze zależna ode mnie, nie będzie umiała podjęć żadnej decyzji bez zapytania mnie o zdanie i nie będzie się mogła obyć bez mojej pomocy”?

Kochamy nasze dzieci i chcemy dla nich jak najlepiej. Chcemy żeby były zdrowe i szczęśliwe. Żeby odniosły sukces w życiu, a przede wszystkim – żeby miały lepiej niż my, żeby ominęły je niepowodzenia i rozczarowania, które były naszym udziałem. Dlatego mówimy: „Załóż dzisiaj ten różowy sweter, bo jest zimno”. Udzielamy im setek dobrych rad, kiedy wrócą smutne do domu, bo się pokłóciły z kolegami i idziemy do ich rodziców, żeby wyjaśnić sprawę. Mówimy: „Nie trać czasu na tę głupią muzykę, bo z tego nie będziesz miał chleba”, albo „Zainteresuj się budownictwem, bo to zawód z przyszłością”.

Później żalimy się naszym znajomym: „Moje dziecko w ogóle nie wie jak się ubrać, jak mu nie przygotuję ubrania rano, to cały dzień chodziłoby w piżamie”, „Martwię się o swoją córkę. Ona w ogóle nie potrafi się dogadać z rówieśnikami”, „Gdybym nie powiedział synowi, jaką ma wybrać szkołę, to po podstawówce chyba w ogóle zostałby w domu”.

Adele Faber i Elaine Mazlish podpowiadają sześć sposobów, w jakie możemy próbować zachęcać nasze dzieci do samodzielności:

Pozwól dzieciom dokonywać wyboru. Nawet tak proste wybory jak to, czy założyć dzisiaj bluzę z kapturem, czy sweter, dają praktykę w podejmowaniu decyzji. Dorosłemu, który jako dziecko nie miał możliwości decydować, czy woli do śniadania sok, czy wodę, trudniej będzie podejmować decyzje dotyczące wyboru partnera czy kariery zawodowej.

Okaż szacunek dla dziecięcych zmagań. Zamiast wyręczać dziecko w rzeczach, z którymi ma problem, zauważmy i doceńmy jak bardzo się stara. Lepiej podpowiedzieć, niż zrobić za nie, bo to pokazuje mu, że się do tego nie nadaje. Docenienie wysiłków dodaje odwagi do dalszych starań.

Nie zadawaj zbyt wielu pytań. Zasypywanie pytaniami zazwyczaj działa blokująco. Lepiej użyć tzw. „otwieraczy” – „Cieszę, że już jesteś”, „Widzę, że jesteś zdenerwowany”, czy po prostu – „Co słychać?”. Dzieci i tak powiedzą o tym, co chcą powiedzieć i kiedy będą chciały powiedzieć.

Nie śpiesz się z udzielaniem odpowiedzi. Dzieci zazwyczaj zasypują dorosłych pytaniami. Czasem warto dać im szansę, aby same znalazły na nie odpowiedź.

Zachęć do korzystania z cudzych doświadczeń. Po pierwsze nie musimy się sami znać na wszystkim, a poza tym lepiej aby dziecko wykazało się inicjatywą – podpowiadajmy, gdzie może poszukać potrzebnych informacji albo pomocy.

Nie odbieraj nadziei. Nie przewidujmy z góry, że starania dziecka zakończą się porażką. Zniechęcając dziecko do wysiłków, które naszym zdaniem nie mają szans na powodzenie, odbieramy im nadzieję i marzenia, a w konsekwencji szansę na zrealizowanie planów.

Jeśli nie jesteśmy pewni, jakie nasze zachowanie lub wypowiedź będzie sprzyjała budowaniu samodzielności dziecka, możemy się zawsze uciec do opisywanych już metod: zaakceptuj uczucia dziecka, opisz, co czujesz, udziel informacji. Możemy także najpierw wyobrazić sobie zachowanie lub słowa, które na pewno pogłębią zależność dziecka od nas, a następnie zareagować „odwrotnie” – w sposób, który zachęci dziecko do samodzielności.

Pamiętajmy także, że większość tych naszych działań, w których wyręczamy nasze dzieci, a które w konsekwencji prowadzą zmniejszenia ich samodzielności, wynika z pośpiechu i braku cierpliwości. Największym prezentem, jaki możemy ofiarować naszym dzieciom, jest natomiast CZAS.

Rysunek ze strony: http://www.niewiadomska.com/rysunki



Dawno temu, w Chinach albo gdzieś indziej żył smok. Pan Smok. Nie był to sobie taki zwyczajny smok. Smokuś. Smoczydło. Nie był to sobie taki  n o r m a l n y  smok. To, co go od innych odróżniało napawało raczej wstydem, no zakłopotaniem, niż dumą. Pamiętasz przecież, że każdy szanujący się smok, gad, żmij - ryczy, pluje jadem, wali ogonem, tratuje, a przede wszystkim co? No jasne! Zionie. Ogniem rzecz jasna. Pali. Smoli. Wędzi. Piecze. A nasz smok? Pan Smok? Hm... Jakby tu... On... mroził. Śmiały się inne smoki. Chichotały. Rechotały. A on... Napinał się. Spinał. Brał się w sobie. I co? I nic? No, może niezupełnie nic, ale miast kłębów czarnego dymu - biały obłoczek pary, miast czerwonych jęzorów ognia - białe kryształki szronu. Czy tak się zachowuje poważny smok? Czy ktoś taki może porwać księżniczkę, hufiec rycerzy zawojować, królestwem zawładnąć, skarby nieprzebyte zdobyć? To skoro był już takim lodowym smokiem, to może miał choć serce jak kamień twarde, jak lód zimne? Gdzie tam! Tkliwy był. Łagodny. Do wzruszenia skory. Z dalekiego Kitaju smoki prężyły dumnie swe tęczowe grzbiety. Hołdy królewskie odbierały. Zbrojne w rogowe kolczugi smoki z Północy błoniastymi skrzydłami słońce nad miastami zakrywały. A nasza Gadzina? Ot wróbla kiedyś znalazł. Ptaszynę małą skostniałą z zimna, pierwszym przymrozkiem o śmierć niemal przyprawioną. Leżał ptaszek pod krzakiem bez ducha, zmarzłe piórka jego skrzypiały pod dotykiem palców. Żal się smokowi zrobiło żyjątka. W łapę je wziął, ciepłym oddechem chciał ogrzać. Zapomniał! Zapomniał, jak to z nim jest. Zamiast ciepłego tchu lodowaty powiew z głębi siebie dobył. Zamarł ptaszek w bryle lodu jak mucha w bursztyn zaklęta. Szczęście jego wielkie, że całe lato nie próżnował. Sadełka sobie pod skórą nagromadził - słowem tłuściutki był. Klucha taka. Przeleżał się całkiem zahibernowany do wiosny, póki słonko lodu nie roztopiło, przeciągnął się, zatrzepotał skrzydełkami i poleciał. Tyle tylko, że od tej pory jak chłód przychodzi trochę w kościach go łupie. A nasz smok? A co z naszym smokiem?! Ze wstydu mało pod ziemię się nie zapadł. Nie dość, że dobry uczynek chciał spełnić, to jeszcze mu nie wyszło. Udawać, że chciał wróbla unicestwić też nie mógł, bo cóż to za chwalba, żeby smok wielki wróbelka małego gnębił. Uciec zatem postanowił dalej jeszcze niźli pieprz rośnie, niż raki zimują.

 Czy  nie wydawało ci się nigdy niesprawiedliwe, że na Biegunie Południowym jest tak samo zimno, albo i zimniej, jak na Północnym? Jeśli tak, to całkiem słusznie. Bardzo słusznie. Ale wiedz, że nie zawsze tak było. Dawno temu, przed wszystkim, co pamiętają najstarsze żółwie było tak, że im dalej wędrowało się na południe, tym było cieplej. Goręcej. Upalniej. Aż w końcu dochodziło się do krainy, gdzie żyli ludzie tak czarni, że... No może wystarcz ci, jak powiem, że mieli oni nawet czarne zęby, nawet białka oczu jak heban mieli. W tej krainie ludzie nigdy nie widzieli wody, bo każda jej kropla w kłębuszek pary natychmiast się zamieniała . Im samym w żyłach zamiast krwi przesypywał się drobniutki piasek. Do tej krainy trafił w końcu nasz Smok.

Straszliwy upał, jaki tam panował, sprawił, że wszystko drgało i falowało przed oczami. Ludzie każdą plamkę cienia wykorzystywali, aby skryć się przed skwarem. Wachlowali się też bez ustanku wszystkim, co tylko w ręce im wpadło. Smok niewiele myśląc w łapy począł chuchać, tak jak my chuchamy zimą w ręce, aby się ogrzać. Tylko, że on zrobił to w dokładnie odwrotnym celu. Przyjemny chłodek rozszedł się po jego cielsku. Popatrzył na ledwie dyszących z upału ludzi i już wiedział, co zrobić. Wziął się w sobie. Nadął się. I zaczął zionąć. Dmuchał i chuchał z głębi siebie dobywając zamróz tak wielki, że mamuty by zmarzły. Tak się w tym zapamiętał, że ocknął się dopiero, gdy cała okolica pokryta była grubą warstwą śniegu i lodu. Ludzi już dawno nie było. Początkowo miło im było, że powietrze przestało parzyć w płuca. Potem zdziwili się, że można przestać nieustannie poruszać trzymanym w ręce przedmiotem. Dopiero później się spostrzegli, że ich skóra robi się dziwnie blada, a włosy zaczynają się dziwnie sterczeć. Nikt nie wiedział, jak nazwać to dziwne uczucie. A oni marznąć po prostu zaczęli! Gęsiej skórki  i dygotek na całym ciele dostali!

Jak już powiedziałem Smok, kiedy otworzył oczy nie zobaczył już ludzi. Do głowy myśli najgorsze mu przyszły, najczarniejsze przypuszczenia. Nie wiedział, że wszystkim udało się uciec balonami, w które resztki gorącego powietrza schwycili. Smok tego jednak nie wiedział i popadł w rozpacz, że znów zamiast pomóc, krzywdę komuś wyrządził. Smutek go taki ogarnął, że pomyślał, że lepiej będzie, jak pójdzie spać. Jak pomyślał, tak zrobił. Obudziły go jakieś dziwne hałasy. Mrużąc ciężkie od snu powieki zobaczył stworzonka w bielutkich koszulach i wytwornych czarnych marynarkach baraszkujące wśród śnieżnych zasp, zjeżdżające na brzuchach po lodowych pochylniach, pluskających się w lodowatej wodzie i serfujących na krach. To pingwiny! Odkryły prawdziwy raj dla siebie. Dotąd musiały się chronić przed gorącem w ciemnych wilgotnych norach, brudnych jaskiniach, a teraz nie posiadały się z radości. Widząc szczęśliwe ptaki smok pomyślał - Może nie jestem taki całkiem do niczego - i zasnął znowu. Śpi pewnie do tej pory i tylko czasem śnią mu się kolorowe sny, a ludzie wtedy mówią, że to Zorza Polarna.   

Źródło grafiki: https://www.publicdomainpictures.net/pl/view-image.php?image=284627&picture=zielony-chinski-smok                                 

28 maja 2020




Zaraz po ogłoszeniu pandemii i wprowadzeniu restrykcji dotyczących naszego życia społecznego pojawiło się mnóstwo rad, jak sobie radzić w tej nietypowej, czy wręcz – nienormalnej, sytuacji. Teraz po już ponad dwóch miesiącach adaptowania się do nowych warunków i mając w perspektywie kolejne decyzje łagodzące wprowadzone obostrzenia, możemy się pokusić o próbę podsumowania. Nie mam oczywiście dostępu do wyników żadnych badań naukowych na ten temat, nie wiem nawet, czy wyniki takie są w ogóle dostępne, choć myślę, że dane takie są gromadzone i wcześniej lub później będą ogłaszane. Pozostają zatem własne obserwacje i przemyślenia.

Podstawowym problemem, z jakim w przewidywaniach mieliśmy się zmierzyć, miały być postawy lękowe. Nie trudno się domyślić, że były to przewidywania trafne. W relacjach wielu osób powtarzają się właśnie wypowiedzi dotyczące niepokoju i strachu oraz niepewności o przyszłość – zarówno w wymiarze zdrowotnym jak i ekonomicznym. Postawy takie dotyczą także osób, które wcześniej nie przejawiały tendencji do reakcji lękowych czy depresyjnych. Wiele osób przyznaje się do przeżywania silnego lęku przed wyjściem z domu – np. po zakupy oraz do, mogących się wydawać przesadnymi, podejmowanych prób zabezpieczenia się przed zakażeniem – stosowania różnych środków ochrony, restrykcyjnego przestrzegania higieny, prania odzieży po powrocie do domu itp.

Drugą największą przyczyną  przezywanych cierpień – co również zostało wcześniej przewidziane – wydaje się być przymusowa izolacja społeczna. Tutaj z pomocą przychodziły nowe technologie pozwalające dystans społeczny zamienić na dystans jedynie fizyczny, który chyba najbardziej doskwiera dziadkom pozbawionym bliskiego kontaktu z wnukami.

Szybko się okazało, że lepiej sobie w tych sytuacjach radzą emocjonalnie osoby zachowujące aktywność i nie popadające w bierność i marazm, nawet jeśli owa aktywność miałaby przyjmować formę buntu przeciw obowiązującym ograniczeniom. Oczywiście nie namawiam nikogo do łamania narzucanych restrykcji oraz nie pochwalam tych sytuacji, kiedy do takiego łamania dochodziło w rzeczywistości. Warto natomiast było próbować w twórczy sposób radzić sobie z nimi – na przykład rozwiązać problem, jak zorganizować spotkanie rodzinne z zachowaniem dystansu społecznego i przy zastosowaniu obowiązujących środków ochronnych? I wiele takich prób mogliśmy obserwować.

Sposobem który wielu osobom pomagał i nadal pomaga w zachowaniu równowagi – co także było od początku zalecane przez wielu specjalistów – okazało się narzucenie sobie ścisłego rytmu dnia, stałych pór rannego wstawania i wieczornego kładzenia się spać, stałego rytmu wykonywania codziennych obowiązków oraz własnych rytuałów takich jak kontaktowanie się z bliskimi osobami za pośrednictwem różnych urządzeń technicznych, lektura, oglądanie filmów i programów telewizyjnych, słuchanie muzyki, ćwiczenia fizyczne itp. Wiele osób podkreśla, że w obniżeniu poziomu odczuwanego lęku pomogło im ograniczenie śledzenia informacji na temat epidemii, ogólne wyciszenie się, a także osobiste praktyki związane z modlitwą, medytacją i różnorodnymi działaniami podejmowanymi w celu rozwoju osobistego.

Ciekawym zjawiskiem związanym z przeżywaną kwarantanną wydają się być zmiany związane z nawykami żywieniowymi. Wiele osób przyznaje się do tego, że obecnie je zdecydowanie więcej – co może wynikać zarówno z większej ilości wolnego czasu, czyli po prostu nudy, a z drugiej strony z tendencji do kompensowania sobie przeżywanego stresu. Są także osoby, które twierdzą, że zaczęły właśnie zwracać większą uwagą na zdrowe żywienie i że mają wreszcie czas na zadbanie o przygotowywanie właściwie skomponowanych posiłków. Jedni i drudzy chwalą się daniami przygotowywanymi własnoręcznie, wypróbowywaniem nowych przepisów, co pewnie jest skutkiem i większej ilości wolnego czasu i ograniczeniami związanymi z możliwością korzystania z lokali gastronomicznych.

Charakterystyczną rzeczą jest fakt, że – zaraz po pokonaniu trudności związanych z dostępnością papieru toaletowego – jako największy problem zaczęła się jawić… możliwość zdobycia drożdży. Okazało się, że w owych działaniach kulinarnych poczesne miejsce zajęło domowe pieczenie chleba. I nie wynika to na pewno z trudności w zaopatrzeniu w pieczywo, bo tego jest w sklepach pod dostatkiem. Chodzi raczej o to, jak ważnym symbolem dla nas jest właśnie chleb i że jego własnoręczne przyrządzenie ma stanowić element jednoczący rodzinę – zwłaszcza jeśli w jego pieczenie zaangażują się wszyscy domownicy. Wokół pieczenia chleba budowane są także relacje z osobami spoza rodziny – tworzą się grupy wymieniające się przepisami, rośnie popularność kanałów i profili internetowych, które uczą i promują domowy wypiek chleba.

Równie ważne jak to, co robimy teraz, aby poradzić sobie z problemami sprowadzonymi na nas przez pandemię, są nasze plany na czas, kiedy już „będzie normalnie”. Ważne jest, abyśmy potrafili wyciągnąć z naszych obecnych doświadczeń wnioski, które pomogą nam w tym, by nasze życie „po wirusie” było lepsze.


Zdjęcie ze strony: blog.langlion.com

27 maja 2020




Jednym z najważniejszych celów wychowywania młodego człowieka jest przekazanie mu istotnych zasad i wartości, jakimi będzie się kierował w swoim życiu. Rozwój moralny można określić jako nabywanie cech, postaw i zachowań określających nasz stosunek do społeczeństwa, w którym żyjemy. Decyduje on o tym, w jaki sposób odnosimy się do norm społecznych, kulturowych i prawnych obowiązujących w naszym środowisku.

Lawrence Kohlberg badający rozwój moralny człowieka twierdził, że przebiega on na zasadzie osiągania kolejnych poziomów, które z kolei są uzależnione od wcześniejszego osiągnięcia odpowiedniego poziomu rozwoju intelektualnego.

Początkowo dzieci kierują się swoistym egocentryzmem, co wynika z nieumiejętności postawienia się w sytuacji drugiego człowieka. Małe dziecko kieruje się zasadą posłuszeństwa – stara się zachowywać tak, aby uniknąć kary albo otrzymać nagrodę. Potrzeby innych osób są przez dziecko brane pod uwagę wówczas, kiedy jemu samemu może to przynieść korzyść.

Osiągnięcie zdolności przyjmowania perspektywy innych osób umożliwia kierowanie się normami obowiązującymi w społeczności, w której żyjemy. Młody człowiek stara się zachowywać tak, aby zdobyć uznanie innych, potrafi także oceniać postępowanie innych ze względu na intencje, jakimi się kierują. W konsekwencji dorastający człowiek zaczyna uznawać autorytety i szanować przepisy prawne.

Okres dojrzewania to czas kształtowania się krytycznego i samodzielnego myślenia ściśle połączony z fazą „marzycielską”, kiedy młodzież snuje nie zawsze realistyczne i adekwatne do rzeczywistości plany na przyszłość. . Traci na znaczeniu zdanie rodziców i ogólnie osób starszych, a zyskuje opinia kolegów. Jednocześnie krytyce poddawane są autorytety – młodsze dzieci przyjmują autorytet rodziców bezkrytycznie, młodzież uznaje nasz autorytet, jeśli uda się nam go wypracować. Uzyskane zdolności intelektualne pozwalają na wypracowanie własnych, autonomicznych zasad moralnych oraz na porównywanie ich z zasadami, którymi kierują się inni. Za najwyższy możliwy do osiągnięcia poziom Kohlberg uznał osiągnięcie zdolności kierowania się uniwersalnymi zasadami sumienia.

Które z tych zasad warto wpajać młodemu człowiekowi? Zespół etyków Uniwersytetu Bostońskiego uważa, że rozwój dobrego charakteru zależy od posiadania następujących cech:

Sprawiedliwość – rozumiana jako uznawanie wartości innych ludzi oraz traktowanie ich bez uprzedzeń, egoizmu i w sposób uczciwy.

Opanowanie – umiejętność kontrolowania swoich potrzeb, zdolność odraczania przyjemności oraz nabywanie zdrowych nawyków.

Odwaga – postępowanie zgodnie z wyznawanymi przekonaniami niezależnie od okoliczności.

Uczciwość – mówienie prawdy, nieoszukiwanie innych, postępowanie bez manipulowania innymi, ocenianie innych na podstawie dowodów a nie pomówień.

Współczucie – wrażliwość na problemy, ból i cierpienie innych.

Szacunek – uznanie prawa innych do własnych poglądów oraz umiejętność współpracy i uczenia się od innych – nawet jeśli nie zgadzamy się z nimi.

Mądrość – umiejętność dokonywania własnego osądu i samodzielnego wyciągania wniosków, świadomość posiadanych umiejętności.

Do tych cech warto dodać jeszcze umiejętność stawiania granic, których nie powinniśmy przekraczać sami, ani nie powinniśmy pozwalać innym na ich łamanie, zdolność pracy dla wspólnego dobra oraz umiejętność pokojowego rozwiązywania konfliktów.

Czy świat nie byłby piękny, gdybyśmy wszyscy kierowali się takimi wartościami?

Zdjęcie ze strony: https://zdrowie-zycie.pl/moralnosc-wrodzona-czy-nabyta/

26 maja 2020






Wiele miejsca w swoich wpisach poświęciłem potrzebie udzielania sobie w trudnych czasach wzajemnego wsparcia, konieczności tworzenia sieci społecznych, zapewniających nam w razie potrzeby możliwość uzyskania pomocy. Bywa jednaj, że czasami nie jesteśmy w stanie spełnić czyjejś prośby, bo wiązało by się to z koniecznością zaniedbania naszych innych obowiązków albo z niezaspokojeniem ważnej potrzeby – naszej lub innej ważnej dla nas osoby. Boimy się w takich sytuacjach, że jeśli odmówimy okażemy się nieczuli, nieuprzejmi, że spadnie na nas odpowiedzialność za ewentualną krzywdę proszącej nas osoby, albo że jeśli spełnimy prośbę okażemy się naiwni, ulegli, zostaniemy wykorzystani. Tak czy inaczej – ucierpi nasza samoocena.

Jak rozpoznać kiedy nasza odmowa wynika z niechęci do pomagania innym, a kiedy jest obroną przed wykorzystywaniem nas?
Zastanów się, czy twoja zgoda nie przyczyni się do skrzywdzenia kogoś innego. Czas poświęcony obcej osobie może spowodować, że będziemy mogli poświęcić mniej uwagi osobom, za które jesteśmy odpowiedzialni. Być może ucierpią wówczas także nasze ważne potrzeby.
Przywołaj wartości, którymi się kierujesz w życiu. Możemy się na przykład zastanowić, jak postąpiłaby w podobnej sytuacji ważna dla nas osoba: rodzic, bliski przyjaciel, lubiany nauczyciel… Wyobraźmy sobie, jakiej rady ba nam ona udzieliła, gdybyśmy jej zapytali, co mamy w tej sytuacji zrobić. Jeśli w swoim postępowaniu powielamy pozytywne wzorce, nie musimy sobie zarzucać, że dokonaliśmy złego wyboru.
Wyznacz granice swojej życzliwości. Musimy się zastanowić, kiedy poświęcanie czasu na pomaganie innym zaczyna naruszać prawa członków naszej rodziny, bliskich nam osób, nasze obowiązki zawodowe. Za każdym razem, kiedy ktoś oczekuje od nas pomocy zastanówmy się, czy tym razem wyznaczona przez nas granica nie zostanie przekroczona.
Zastanów się, czy jesteś gotów pomóc w przyszłości. Jeśli w danej chwili rzeczywiście nie mamy czasu, aby go poświęcić osobie proszącej nas o pomoc, odpowiedzmy sobie szczerze na pytanie, czy jesteśmy w stanie zagwarantować taką pomoc w przyszłości, kiedy będziemy mieli na to czas. Pamiętajmy, że obiecując komuś pomoc, nie powinniśmy rzucać słów na wiatr – obietnic należy dotrzymywać.

W sytuacji kiedy wiemy, że nie możemy, albo wręcz nie powinniśmy spełnić czyjejś prośby, ale mimo to odmowa przychodzi nam z trudem – często z powodu natarczywości proszącej nas osoby, możemy skorzystać z tzw. technik asertywnej odmowy. Maria Król-Fijewska proponuje następujące strategie:


·        „Zdarta płyta” – technika ta polega na powtarzaniu zdania, które wypowiedzieliśmy za pierwszym razem. Możemy ją stosować wówczas, kiedy nasza odmowa zdaje się nie docierać do rozmówcy i ponawia on swoją prośbę raz za razem wywierając na nas coraz większą presję. Stosując tę technikę potwierdzamy jednocześnie argumenty, które stoją za naszą odmową „Nie, nie możesz teraz grać na komputerze – musisz najpierw odrobić lekcje. Nie, mamy umowę, co należy najpierw zrobić. Nie, najpierw lekcje…” itd.

·        „Jujitsu” – podobnie jak w sztuce walki, od której technika ta bierze nazwę, nie staramy się przeciwstawiać się argumentacji proszącego, nie stosujemy kontrargumentów, ani nie wdajemy się w polemikę, ale uznajemy argumenty proszącego ponawiając jednocześnie swoją odmowę. Możemy stosować tą technikę np. wówczas kiedy proszący stara się wywołać w nas poczucie winy, z powodu wyświadczonej kiedyś nam przysługi i aktualnie żąda od nas jej odwzajemnienia. Możemy powiedzieć: „Jestem ci bardzo wdzięczny za to, co dla mnie zrobiłeś, ale dzisiaj nie jestem w stanie ci pomóc. Tak, bardzo mi wówczas pomogłeś, ale teraz nie mam czasu ta to, o co mnie prosisz. Myślę, że jeszcze nie raz będę ci mógł pomóc, ale nie tym razem”…
·        „Jestem słoniem” – osoby starające się na nas coś wymóc często wykorzystują presję czasu i starają się nas nakłonić do zrobienia czegoś „na już”, w tej chwili. Postarajmy się w takiej sytuacji kontrolować nasze własne tempo działania. Zasada „jestem słoniem” mówi o tym, aby w sytuacji odmawiania mówić wolniej, głębiej oddychać, parafrazować i dopytywać się, gdy coś jest niezrozumiałe. Dajemy sobie w ten sposób czas do zastanowienia, a jednocześnie dajemy sobie poczucie pewności siebie i kontrolowania sytuacji.

Jeśli rzeczywiście boimy się, że nasza odmowa sprawi przykrość osobie, która nas o coś prosi, możemy zastosować tzw. „zmiękczacze” – na przykład:
·        „Przykro mi”
Mówimy „przykro mi” wtedy, gdy faktycznie jest nam przykro z powodu konieczności odmówienia komuś. Wyrażenie to nie ma nic wspólnego ze słowem „przepraszam”, na które w asertywnej odmowie nie ma miejsca. „Przykro mi” jest przejawem naszej empatii i zrozumienia dla emocji przeżywanych przez naszego rozmówcę.
·        „Kocham, ale nie dam”
Komunikat ten podkreśla pozytywną wartość, jaką ma dla nas osoba, której odmawiamy, lub relacja z nią, jeżeli tak jest w istocie. Technika ta zabezpiecza odmawiającego przed posądzeniem, że jego odmowa jest tak naprawdę aktem psychologicznego odrzucenia osoby proszącej.
·        „Jest mi trudno”
Często samo powiedzenie NIE jest decyzją trudną. Technika ta ułatwia odmowę dzięki komunikatowi, który potwierdza otwartość osoby odmawiającej, wyraża zaufanie do partnera, a równocześnie jest to informacja o znaczeniu, jakie ma oznajmienie odmowy w danej sytuacji.
·        „Uprzedzanie”
Technika ta jest stosowana wobec osób, co do których można przewidzieć, że odmowa może je zranić, głęboko urazić lub wywołać inne reakcje wywodzące się z poczucia skrzywdzenia. Uprzedzając jeszcze przed odmową, że spodziewamy się właśnie takiej reakcji działa w ten sposób, że osoba uprzedzona stara się tak właśnie nie zachować, co w efekcie ułatwia jej pogodzenie się z odmową i jest konstruktywne dla obu stron.



Zdjęcie ze strony: http://www.humaneo.pl

23 maja 2020

Z powodu powrotu do "stacjonarnych" zajęć rewalidacyjnych nie będzie dzisiaj nowego tekstu. Przypominam w zamian przeniesiony na bloga wpis z 23 marca.



Kiedy przeglądamy różne materiały dotyczące panującej pandemii, konieczności ograniczania kontaktów i ograniczeń w funkcjonowaniu różnych instytucji, często możemy spotkać się z opinią, że stan ten należy wykorzystać np. do poprawy relacji z najbliższymi. Czy pogląd taki może być słuszny? W historii możemy odnaleźć zdarzenia, które – mając obiektywnie negatywny charakter – przyniosły nieoczekiwanie pozytywne rezultaty.
Kilkadziesiąt lat temu odkryto, że dzieci w jednej z miejscowości w USA osiągają znacząco lepsze wyniki szkolne niż w innych częściach kraju. Badano czynniki genetyczne, skład chemiczny wody i gleby – nigdzie nie potrafiono odnaleźć odpowiedzi tłumaczącej taki stan rzeczy. Jednak kiedy zbadano historię miejscowości odkryto, że w okresie przypadającym na wczesne dzieciństwo uczniów, których sukcesów w nauce nie potrafiono wyjaśnić, w ich miejscowości przeprowadzono trwający kilka miesięcy lokaut - w reakcji na strajk pracowników zamknięto fabrykę będącą miejscem zatrudnienia większości mieszkańców miasta. To fakt przebywania dzieci w bliskim kontakcie z rodzicami w okresie, kiedy bliskość emocjonalna jest szczególnie ważna dla rozwijającego się dziecka, naukowcy uznali za decydujący w wyjaśnieniu opisanego fenomenu.
Stosowana obecnie powszechnie – ale dopiero od ok. 30 lat – praktyka przebywania noworodków na salach razem z matkami oraz metoda tzw. „kangurowania”, wzięła swój początek od sytuacji, kiedy w latach siedemdziesiątych w Bogocie odłączono prąd w szpitalu położniczym i dzieci z konieczności musiały być ogrzewane ciałami swoich matek, a przy okazji mogły być karmione „na żądanie”. Okazało się, że dzieci te rozwijały się znacznie lepiej – zarówno pod względem emocjonalnym jak i fizycznym – w porównaniu z tymi, które okres zaraz po urodzeniu spędziły na sterylnych oddziałach noworodkowych w izolacji ze swoimi matkami.
Przy wszystkich niedogodnościach obecnej sytuacji te przykłady dają nam nadzieję, że możemy ją wykorzystać dla dobra rozwoju naszych dzieci oraz poprawy i budowania relacji w naszych rodzinach. Ważne jest jednak, aby te relacje przyjmowały właściwe formy.
Podstawą budowania więzi z naszymi dziećmi jest przeprowadzona rozmowa. Psychologowie mówią, że powinniśmy znaleźć codziennie przynajmniej 20 minut na taką rozmowę z każdym z naszych dzieci. Ważne też jest zachowanie kilku zasad:
1. Rozmawiaj z dzieckiem zawsze, wszędzie i o wszystkim. Im częściej z nim rozmawiasz, tym lepiej poznajesz jego świat, jego oczekiwania, marzenia, a także problemy.
2. Zawsze znajdź czas na rozmowę, gdy dziecko ma problem. Rozmowa pomaga pozbyć się przykrych uczuć, pozwala się wygadać, wypłakać i wyzłościć.
3. Nie bagatelizuj problemów dziecka. Znajdź czas także gdy chce się podzielić radością i sukcesem.
4. Okaż swoje zadowolenie, pochwal, spytaj o szczegóły. Nie umniejszaj wagi sukcesu, powiedz, jaki jesteś dumny z dziecka.
5. Dostrzegaj sygnały, kiedy dziecko cię potrzebuje. Dziecko nie zawsze samo poprosi o rozmowę, ale zawsze wysyła sygnały, że jej potrzebuje. Może to być unikanie rodzica, albo ciągłe „kręcenie się“ w pobliżu, wyczekiwanie; nadmierna drażliwość, albo „przymilanie się“.
6. Stwarzaj warunki do luźnej rozmowy. Zadbaj o „rytuały rodzinne“: wspólna herbata, kolacja, spacer. Proponuj atrakcyjne sposoby wspólnego spędzania czasu.
7. Okazuj zainteresowanie sprawami dziecka. Rozmawiaj o tym, co się u niego aktualnie dzieje, ale nie wypytuj natarczywie. Pytaj o jego zdanie w różnych sprawach i pokazuj, że liczysz się z jego opinią.
8. Opowiadaj o sobie. Mów o swoich problemach oraz dziel się swoimi wspomnieniami. Nie przedstawiaj się kryształowo – opowiadaj też o swoich błędach i o wyciąganych z nich wnioskach.
9. Rozmawiaj na każdy temat. Nie unikaj trudnych spraw, zadbaj żeby nie było między wami tematów tabu. Rozmawiaj także o swoich obawach.
10. Bądź doradcą a nie „ekspertem“.
Komunikaty typu „ty” i „ja”
T. Gordon - autor podręczników poświęconych wychowaniu - wyróżnia dwa sposoby zwracania się ludzi do siebie. Nazywa to komunikatami "typu TY" oraz "typu JA". Komunikaty typu „ty” zawierają zawsze ocenę osoby, do ktorej się zwracamy oraz pewne "ukryte" znaczenie czasem będące zaprzeczeniem dosłownej wypowiedzi. Gordon wyróżnia dwanaście rodzajów Komunikatów "ty" nazywając je "dwunastoma blokadami komunikacji". W nawiasie podaję ukryte znaczenie takiego komunikatu.
1. Rozkazywanie: „Przestań w tej chwili” (Jestem ważniejszy, masz mnie słuchać)
2. Ostrzeganie: „Uspokój się albo…” (Jeśli się nie podporządkujesz, spotka cię coś przykrego)
3. Moralizowanie: „Powinieneś to lepiej umieć!” (Mało umiesz)
4. Nakazywanie: „Zrób to tak, jak ci kazałem” (Twój sposób jest gorszy)
5. Logika: „Jeśli spróbujesz, potrafisz to wykonać” (Słabo się starasz)
6. Krytykowanie: „Nie myślisz w sposób dojrzały” (Jesteś dziecinny)
7. Epitety: „Zachowujesz się jak dziecko” (Nie umiesz zachować się właściwie)
8. Analizowanie: „Starasz się dorównać” (Jesteś słabszy, niż ci się wydaje)
9. Pozytywna ocena: „Zwykle jesteś grzeczny” (Celowo robisz na złość)
10. Zapewnianie: „Jutro będziesz w lepszej formie” (Słabo ci to wyszło)
11. Wypytywanie: „Dlaczego to zrobiłeś?” (Nie myślisz, co robisz)
12. Sarkazm: „Drugi Einstein z ciebie” (Tylko wydaje ci się, że jesteś mądry)
Zwracanie się do dziecka w ten sposób powoduje, że bierze ono do siebie ukrytą negatywną ocenę, lub zaczyna się bronić, co może być początkiem kłótni. W obu przypadkach następuje zerwanie komunikacji.
Komunikaty typu „ja”
Komunikat typu „ja” składa się z trzech elementów:
1. opis problemu bez osądu,
2. uchwytny skutek,
3. uczucie.
Przykłady komunikatów typu „ja”
Kiedy puszczasz tak głośno muzykę, nie mogę się skupić na swojej pracy i to mnie bardzo denerwuje.
Kiedy wracasz tak późno do domu, myślę, że może cię spotkać coś złego i bardzo się wtedy o ciebie boję.
Zamiast kary
Wskaż, w czym dziecko mogłoby ci pomóc.
Wyraź ostry sprzeciw (nie atakując charakteru dziecka).
Wyraź swoje uczucia i oczekiwania.
Wskaż dziecku, jak może naprawić zło.
Zaproponuj wybór.
Daj dziecku odczuć konsekwencje złego zachowania.
Konstruktywna pochwała
Dorosły opisuje z uznaniem, co widzi lub czuje.
Dziecko - po wysłuchaniu opinii - potrafi pochwalić się samo.
Zamiast oceniać- opisz
Upewnij się, czy twoja pochwała jest dostosowana do wieku dziecka i jego poziomu.
Unikaj takiej pochwały, w której ukryta jest poprzednia słabość dziecka lub niepowodzenie: W końcu zagrałeś ten kawałek tak, jak powinieneś.
Miej świadomość, że przesadny entuzjazm może kolidować z oczekiwaniami dziecka. Może ono odebrać pochwałę jako presję rodziców.
Musisz mieć świadomość, że dziecko wielokrotnie powtórzy to zachowanie, które „opiszesz”, jeśli nie chcesz, żeby dalej jeszcze gwizdało na gwizdku - nie chwal tego.
Pomocna literatura
Gordon T. – „Wychowanie bez porażek”
Faber M. Mazlish E. – „Jak mówić, żeby dzieci słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci mówiły”

22 maja 2020





Wielu z nas ma problem z przyjmowaniem krytycznych ocen kierowanych pod swoim adresem. W zależności od sytuacji i cech swojego charakteru albo staramy się usprawiedliwić, albo zaprzeczyć usłyszanym zarzutom. Nie raz zdarza się, że przechodzimy do „kontrataku” wyrzucając krytykującej nas osobie jej błędy i niedociągnięcia, albo staramy się przerzucić na nią winę za zaistniałą sytuację. Może to się wydać dziwne, ale wcale nie mniejsze problemy mamy zazwyczaj z przyjmowaniem adresowanych do nas pochwał.

Słysząc pozytywną ocenę efektów naszej pracy często wypowiadamy słowa świadczące o chęci zanegowania naszego sukcesu – zaprzeczamy pochwałom, umniejszamy naszą rolę, obniżamy wartość wykonanej przez siebie pracy. Słysząc na przykład: „Ugotowałeś/aś bardzo dobry obiad” uciekamy się do:

  • Zaprzeczania: „Wcale nie jest dobry – zupa jest przesolona, a mięso źle doprawione”

  • Przekierowania pochwały na innych: „Miałem/am tak dobry przepis, że nawet dziecko by potrafiło”

  • Obniżenia wartości sukcesu: „Może i da się zjeść, ale tak naprawdę gotować to potrafi tylko moja matka”.

  • Obniżenia wartości swojej osoby: „To jedyne danie, które jako tako mi wychodzi. Poza tym mam do gotowania dwie lewe ręce”.

Dlaczego tak się dzieje? Tego typu reakcje zazwyczaj świadczą o problemach z prawidłową samooceną. Boimy się, że zostaniemy uznani za osoby zarozumiałe. Być może obawiamy się, że pochwały są wypowiadane jedynie z grzeczności, a prawdziwa ocena jest dużo bardziej krytyczna. Być może jesteśmy niepewni efektu naszej pracy i zaprzeczając pochwałom w rzeczywistości domagamy się dalszych zapewnień o docenianiu naszych umiejętności. Generalnie takie zachowania świadczą, że dominującą treścią naszego wewnętrznego monologu jest opinia „Nie jestem w porządku”.

Dla lepszego samopoczucia oraz poprawy naszego funkcjonowania potrzebujemy przekonania przeciwnego – „Jestem w porządku”. Czując się „w porządku” potrafimy przyjmować oceny – zarówno negatywne jak i pozytywne - oraz zdecydować, czy są one słuszne, czy nie. Jeśli się nie zgadzamy z czyjąś oceną postawa „bycia w porządku” pozwala nam uznać prawo tej osoby do własnego zdania, ale również nasze prawo do wyrażenia opinii przeciwnej. Na krytykę możemy odpowiedzieć wówczas np.: „Przykro mi, że tak sądzisz, ale ja mam inne zdanie na swój temat”. Jeśli krytyka jest naszym zdaniem słuszna, jeśli uważamy się za „w porządku” nie musimy się bronić ani zaprzeczać tylko spokojnie możemy przeprosić i wyciągnąć wnioski na przyszłość.

Podobnie w przypadku pochwał – jeśli czujemy się „w porządku”, to wówczas warto odpowiadać:

  • Zamiast zaprzeczać: „Tak, dobrze mi wyszło. Cieszę się, że tobie również smakuje”

  • Zamiast przekierowywać pochwały na innych: „To był trudny przepis, cieszę się, że nauczyłem/am się, jak to prawidłowo przyrządzać”

  • Zamiast obniżać wartość sukcesu: „Nauczyłem/am się gotować od swojej matki. Cieszę się, że coraz lepiej mi wychodzi”

  • Zamiast obniżać wartość swojej osoby: „Cieszę się, ze tak mówisz. Bardzo się starałem/am”

Osobom rzeczywiście czującym się „w porządku” takie odpowiedzi przychodzą z łatwością. Tym z nas, którzy są dopiero w drodze do takiego przekonania może przydadzą się takie ściągi. Po kilku takich odpowiedziach w końcu uwierzymy, że jeśli robimy coś najlepiej, jak potrafimy, to zawsze zasługujemy na pochwałę.

Zdjęcie ze strony: https://zwierciadlo.pl/parenting/wychowanie-dziecko/pochwaly-sa-wazne-dla-dziecka

21 maja 2020




Wychowywanie dzieci nie jest zadaniem łatwym i na pewno trudno mu sprostać w pojedynkę. Przede wszystkim w wychowywaniu dzieci powinni braci udział oboje rodziców – nie tylko ze względu na możliwość dzielenia się obowiązkami, ale także dlatego, że każde z nich ma swoją unikatową rolę do spełnienia w tym procesie. Warto korzystać także z wymiany doświadczeń między przyjaciółmi i znajomymi, pomagać sobie wzajemnie – pomagać innym i korzystać z pomocy. Zgodnie z teorią salutogenezy tworzenie sieci społecznych jest ważnym czynnikiem wspierających naszą odporność na pojawiające się w naszym życiu problemy.

W komentarzach pod zamieszczanymi przeze mnie tutaj postami pojawiają się czasami uwagi, że nikt nas nie uczy bycia rodzicami. Otóż są osoby, które nas tego uczą – to są nasi rodzice… Uprzedzając możliwe reakcje części to czytających - pamiętajmy, że naukę możemy także wyciągać z negatywnych doświadczeń. Możliwość korzystania z pomocy dziadków w wychowywaniu dzieci jest trudna do przecenienia i przynosi pożytek wszystkim stronom: rodzicom – pomoc, dzieciom możliwość korzystania z doświadczeń kolejnego pokolenia oraz przekonanie o wartości osób starszych, a samym dziadkom przełamywanie osamotnienia i zapewnienia poczucia bycia potrzebnym.

Psychoterapeutka Beth Tyson podaje sześć podstaw, na którym dziadkowie budują relacje ze swoimi wnukami:

Emocjonalna. Osobom, które mają za sobą wieloletnie doświadczenia łatwiej okazywać empatię, łatwiej postawić się w sytuacji innej osoby. Warto, aby dziadkowie rozmawiali z wnukami o swoich uczuciach, podpowiadali im sposoby radzenia sobie z emocjami, okazywali zainteresowanie tym, co przeżywają wnuki. Przeżyte doświadczenia pozwalają łatwiej zaakceptować okazywany przez wnuki smutek, strach, złość… oraz przygotować je na czekające je w życiu trudności.

Intelektualna. Najlepszym sposobem spędzania czasu z wnukami jest chyba dzielenie się z nimi własnymi doświadczeniami i zdobytą „mądrością życiową”. Warto także czytać wnukom książki, oglądać wspólnie z nimi programy edukacyjne, a także uczyć je nowych sprawności – od wiązania sznurowadeł, poprzez jazdę na rowerze aż do przekazywania im tajników własnych profesji.

Fizyczna. Z jednej strony dziadkowie powinni przekazywać wnukom szacunek do swojego ciała, określania granic, wyznaczania przestrzeni osobistej. Z drugiej strony dostarczają ważnych korzyści płynącej z bliskości – podczas trzymania na kolanach, przytulania, pielęgnacji, pomocy w ubieraniu i codziennej toalecie…

Kulturalna. Dziadkowie są nieocenieni jeśli chodzi o przekazywanie tradycji rodzinnych, etnicznych i narodowych. Warto uczyć wnuki rytuałów związanych z historią rodziny, jej pochodzeniem, wartościami wyznawanymi przez bliższych i dalszych przodków.

Duchowa. Dziadkowie są ważnym ogniwem przekazywania następnym pokoleniom tradycji i wartości religijnych i filozoficznych. Mogą uczyć własnych systemów wartości i pokazywać korzyści wynikające z ich stosowania. Powinni także uczyć szacunku do ludzi wyznających inne wartości oraz okazywać szacunek wnukom, jeśli nie podzielają one przekonań swoich dziadków.

Zabawowa. Oprócz zapewniania opieki i nauki dziadkowie zazwyczaj spędzają czas z wnukami po prostu bawiąc się z nimi. Podczas wspólnych gier uczą, jak w sposób pozytywny przyjmować porażki i sukcesy, w czasie swobodnej zabawy pozwalają na rozładowanie napięć emocjonalnych, a przez organizowanie rozgrywek sportowych pomagają rozwijać sprawność fizyczną.

W tym wszystkim warto zawsze pamiętać, że wspólne spędzanie czasu z wnukami to przede wszystkim tworzenie relacji, które w przyszłości będą podstawą tworzenia strategii radzenia sobie z problemami. To także okazja do wyrównywania deficytów w kontaktach z rodzicami, którzy nie są w stanie poświęcić dzieciom dość czasu z powodu obowiązków zawodowych lub przeżywanych problemów. To wreszcie zapewnienie różnorodności oddziaływań wpływającej stymulująco na rozwój dzieci.

Zdjęcie ze strony: naszsenior.pl

20 maja 2020







Po już ponad dwóch miesiącach „narodowej kwarantanny” i zdalnego nauczania wielu rodziców może występować w roli ekspertów, jak radzić sobie w tej sytuacji. Sami musieli wymyślić sposoby dostosowania życia domowego do tej nietypowej sytuacji i radzenia sobie z nieprzewidzianymi zdarzeniami z niej wynikającymi. Ponieważ jednak wszystko wskazuje, że – mimo stopniowego łagodzenia różnych obostrzeń i powrotu do „normalnego” życia – będziemy żyli w ten sposób jeszcze przez jakiś czas, spróbujmy sobie przypomnieć najważniejsze zasady oraz podsumować te sposoby i podpowiedzi, które najlepiej się sprawdziły.  Zróbmy to tym bardziej, że większość z tych zasad warto stosować zawsze – niezależnie od otaczającej nas sytuacji.

Pozwalaj dzieciom wyrażać swoje emocje. W czasie pandemii emocje wręcz „fruwają w powietrzu”. Początkowo to był głównie lęk i niepewność o naszą przyszłość. Obecnie może dominować zmęczenie, frustracja i gniew spowodowany przedłużaniem się różnych niedogodności. Pamiętajmy – dzieci czują emocje, ale mają trudności z ich nazywaniem, a tym bardziej z racjonalnym radzeniem sobie z nimi. Pamiętajmy, że strach i niepewność ale także nuda i rozczarowanie mogą być wyrażane przez dzieci w postaci gniewu i agresji. Pomagajmy im najlepiej jak potrafimy rozładowywać wypełniające ich napięcia.

Obserwuj swoje własne emocje i poziom stresu. Te same emocje, które są udziałem dzieci, wypełniają nas samych. Co więcej – to my dorośli możemy je przez niewerbalne komunikaty im przekazywać. Korzystajmy ze sposobów rozładowywania własnych emocji. Utrzymujmy dobre relacji z ludźmi mającymi na nas dobry wpływ, praktykujmy relaksację, trening uważności, utrzymujmy aktywność fizyczną.

Szukaj dobrych wiadomości. Wielu z nas nerwowo pochłania wszelkie wiadomości dotyczące liczby zachorowań i zgonów,  ulegamy fakenewsom i teoriom spiskowym.  Przede wszystkim należy ograniczyć czas poświęcony na śledzenie wiadomości – np. sprawdzać komunikaty tylko dwa razy dziennie, zamiast śledzić programy informacyjne non stop. Świadomie nastawmy naszą uwagę na wychwytywanie pozytywnych wiadomości – rosnącą liczbę osób wyleczonych, postępy w pracach nad nowymi sposobami leczenia, przejawy solidarności między ludźmi itp.

Bądź elastyczny. Sytuacja kryzysowa, w jakiej się znajdujemy ma swoją dynamikę. Początkowo musieliśmy się szybko dostosować do nowej sytuacji. Obecnie problemem jest raczej zmęczenie i bunt przeciw przedłużającej się „nienormalności”. To normalne. Korzystajmy z wypracowanych już sposobów, które się sprawdzają, szukajmy nowych, które pozwolą nam wyrwać się z ogarniającego nas marazmu. Odrobina „szaleństwa” i ekstrawagancji pomagają na przełamanie szarzyzny codzienności – włączajmy jej elementy do naszego życia.

Utrzymuj stały plan dnia. Pomimo narastającego znużenia utrzymujmy codzienną rutynę, lub wróćmy do niej, jeśli przez zniechęcenie odeszliśmy od niej. Utrzymujmy stałą porę wstawania, zabiegów higienicznych, posiłków. Wyznaczmy czas na naukę dzieci i nasze obowiązki. Stwarzajmy i utrzymujmy rodzinne rytuały – wspólne gry i zabawy, czytanie… Wspólne oglądanie filmów zamieńmy na „seanse kinowe” – przygotujmy popcorn, przekąski, stwórzmy nastrój….

Organizuj specjalne atrakcje weekendowe. Skoro codziennie cały czas spędzamy w swoich domach, zadbajmy, aby weekendy różniły się od dni powszednich. Organizujmy zawody kulinarne, piknik na podłodze w jadalni, turnieje gier planszowych, bal przebierańców – wszystko, co tylko podpowie nam nasza wyobraźnia. Korzystajmy z podpowiedzi w Internecie i od znajomych.

Pozwól dzieciom się nudzić. Nie cały dzień musi być wypełniony „atrakcjami”. Od czasu do czasu mamy prawo do „nicnierobienia”. W brew pozorom takie chwile sprzyjają kreatywności – rodzą się wówczas ciekawe pomysły na przyszłość. Jeśli zauważymy, że dzieci wyraźnie mają problem ze znalezieniem sobie w danej chwili zajęcia – podrzućmy im kilka pomysłów, niech same wybiorą, na co mają ochotę.

Bądź w kontakcie z innymi. Pozostawanie w izolacji nie wpływa na nas dobrze. Być może na początku bardzo intensywnie używaliśmy różnych komunikatorów do kontaktowania się ze znajomymi, a obecnie odczuwamy już przesyt. Pozostawajmy w kontakcie mimo to i zachęcajmy do tego także dzieci. Oprócz podtrzymywania relacji daje nam to możliwość wymiany doświadczeń, uzyskania o dostarczania wsparcie.  Dzięki stałym kontaktom możemy się zorientować, że ktoś potrzebuje pomocy oraz zakomunikować – nawet nie wprost – że sami takiej pomocy potrzebujemy.

19 maja 2020



Kiedy zrobimy coś złego, przekroczymy uznawane przez siebie normy moralne lub postąpimy wbrew wyznawanym wartościom, czujemy się winni. Poczucie winy sprawia, że bierzemy odpowiedzialność za swoje postępowanie, skłania nas do rozwinięcia świadomości tego, w jaki sposób nasze zachowanie wpływa na innych. Można powiedzieć, że poczucie winy świadczy o naszej dojrzałości emocjonalnej – gdybyśmy go nie posiadali, świadczyło by to co najmniej o nieprawidłowym rozwoju naszej osobowości. Prawidłowo rozwinięte sumienie powinno nas skłaniać do tego, aby naprawiać popełnione błędy, wyrządzone krzywdy i przykrości.

Często także zdarza się, że poczucie winy wywołuje w nas pragnienie poniesienia kary. Czasem już samo ukaranie powoduje, że czujemy się „rozgrzeszeni”, co nie jest do końca słuszne, bo jednak bardziej właściwym jest naprawienie popełnionego błędu. Czasem jednak odczuwamy potrzebę bycia wielokrotnie ukaranym za to samo przewinienie, ciągłego przepraszania osoby, której nasze zachowanie wyrządziło krzywdę, co więcej sami karzemy się przez ciągłe rozpamiętywanie swojego postępowania. Jeszcze większym problemem jest sytuacja, kiedy czujemy się winni, mimo że nasze zachowanie wcale nie było niewłaściwe. Wielu psychologów – w tym Zygmunt Freud twórca psychoanalizy – takie nadmierne i nieuzasadnione poczucie winy uważa za najbardziej niszczycielską siłę w naszej psychice i przyczynę większości problemów emocjonalnych.

Jak radzić sobie z poczuciem winy, kiedy powinniśmy je uznać za słuszne i zaakceptować, a kiedy odrzucić jako nieuzasadnione? Kilka sposobów zaproponowanych przez psychiatrę Johna M. Grohola:

Rozpoznaj czy poczucie winy jest uzasadnione, a jeśli tak to w jaki sposób je wykorzystać. Uzasadnione poczucie winy pozwala nam dojrzewać i rozwijać się. Jeśli nasze zachowanie kogoś krzywdzi lub powoduje, że zaniedbujemy naszych bliskich, to odczuwana w związku z tym wina powinna nas skłonić do zmiany postępowania. W tym wypadku wypieranie i zaprzeczanie naszej winie może prowadzić do upośledzenia naszego sumienia. Jeśli jednak ktoś czuje się skrzywdzony, bo bronimy naszych ważnych praw, albo nie poświęcamy dość czasu rodzinie z powodu wypełniania ważnych obowiązków to w tym wypadku nasze poczucie winy nie ma racjonalnych podstaw.

Zmieniaj swoje postępowania zamiast ciągłego rozpamiętywania popełnionych błędów. Poczucie winy ma konkretny cel – naprawię niewłaściwego zachowania. Zdrowe sumienie podpowiada nam, co powinniśmy zrobić, aby naprawić popsute relacje lub nasze poczucie własnej wartości. Za obraźliwe uwagi pod adresem innych należy przeprosić, zaniedbywanym z powodu obowiązków bliskim wynagrodzić w czasie wolnym…  Zazwyczaj im szybciej poprawimy swoje postępowanie, tym szybciej zniknie poczucie winy. Jeśli dokonamy skutecznej naprawy własnego zachowania – poczucie winy nie powróci.

Zaakceptuj fakt, że możesz popełniać błędy. Każdemu zdarza się skrzywdzić kogoś, lub popełnić jakiś błąd. Niestety nikt nie potrafi cofnąć czasu. Możemy natomiast przeprosić za niewłaściwe zachowanie, postarać się wynagrodzić wyrządzoną krzywdę. Jeśli zrobimy to we właściwy sposób i we właściwym czasie to musi wystarczyć. Dalsze obwinianie się raczej pogorszy niż poprawi nadszarpniętą relację. Poczucie winy jest zazwyczaj związane z konkretną sytuacją – sensowne jest jak najszybsze naprawienie błędu, jednak trwanie w poczuciu winy przez dłuższy czas już niczego nie naprawi. Im szybciej zareagujemy, tym skuteczniej poczucie winy będzie się z czasem zmniejszało.

Ucz się na błędach. Celem poczucia winy nie jest sprawianie, abyśmy się źle czuli ale wyciąganie wniosków z własnego postępowania. Z każdą taką lekcją następnym razem nasze postępowanie powinno być bardziej właściwe, a nasza uwaga nastawiona na unikanie błędów. Jeśli nasze poczucie winy nie skłania nas do poprawy a jedynie do przeżywania – to jest ono niezdrowe. Spróbujmy się także zastanowić, dlaczego czujemy się winni w sytuacji, nad którymi inni przechodzą do porządku dziennego.

Uświadom sobie, że nikt nie jest doskonały. Nikt nie ma przepisu na całkowicie „bezgrzeszne” życie. Wszyscy popełniają błędy. Zrozumienie tego pozwoli nam uniknąć długotrwałego samoponiżania się i  zaniżania swojej samooceny. Jesteśmy tylko ludźmi i nikt z nas nie jest nieomylny. Zaniżona w skutek nadmiernego przeżywania popełnionych błędów działa paraliżująco na naszą zdolność do ich naprawy, a tylko naprawa błędów może nas skutecznie uwolnić od poczucia winy.

Poczucie winy jest bardzo ważną emocją ale musimy się nauczyć rozpoznawać, kiedy prowadzi nas do poprawy naszego postępowania, a kiedy jedynie jest nieracjonalną reakcją emocjonalną.

Zdjęcie ze strony: https://www.poradnikzdrowie.pl/psychologia/emocje/poczucie-winy-oznaka-dojrzalosci-czy-choroby-aa-z7ow-qvPW-yxQx.html

18 maja 2020





Dzisiaj w tym szczególnym dniu setnej rocznicy urodzin Jana Pawła II pozwalam sobie - zamiast tekstu jak zazwyczaj - zamieścić fragmenty słynnego przemówienia do młodzieży wygłoszonego na Westerplatte 12 czerwca 1987 roku. Myślę, że są to uniwersalne treści, warte do rozważenia przez wszystkich - niezależnie od wyznawanych poglądów. 

(…) Młody człowiek pyta Chrystusa: „Co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” (Mk 10, 17). W odpowiedzi Ten, którego młodzieniec nazwał „nauczycielem dobrym” (por. tamże), wskazuje mu na przykazania Boże. „Znasz przykazania: nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czyli bądź prawdomówny, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę” (Mk 10, 19).

Przykazania Boże. Dekalog. Znamy je dobrze. Umiemy na pamięć — i często powtarzamy. Przemawiają one do każdego człowieka bezpośrednią oczywistością prawdy w nich zawartej. Przykazania te nadał Bóg ludowi Starego Przymierza za pośrednictwem Mojżesza, ale równocześnie nawet i bez tego nadania są one wypisane „w sercu” człowieka. Nadanie tych przykazań ze strony Boga jest poniekąd potwierdzeniem ich obecności w świadomości moralnej człowieka. Zarazem wzmocnieniem mocy ich zobowiązywania w sumieniu każdego.

W ten sposób znajdujemy się w samym centrum sprawy, której na imię: człowiek. Człowiek: każdy i każda z was.

Człowiek jest sobą poprzez wewnętrzną prawdę. Jest to prawda sumienia, odbita w czynach. W tej prawdzie każdy człowiek jest zadany samemu sobie. Każde z tych przykazań, które wymienia z przekonaniem młody rozmówca Chrystusa, każda zasada moralności, jest szczególnym punktem, od którego rozchodzą się drogi ludzkiego postępowania, a przede wszystkim drogi sumień. Człowiek idzie za prawdą tutaj wyrażoną, którą równocześnie dyktuje mu sumienie, albo też postępuje wbrew tej prawdzie. W tym miejscu zaczyna się istotny dramat, tak dawny jak człowiek. W punkcie, który ukazuje Boże przykazanie, człowiek wybiera pomiędzy dobrem a złem. W pierwszym wypadku — rośnie jako człowiek, staje się bardziej tym, kim ma być. W drugim wypadku — człowiek się degraduje. (…)

Mówi się słusznie o prawach człowieka. Podkreśla się, zwłaszcza w naszej epoce, znaczenie tych praw. Nie można jednakże zapomnieć, że prawa człowieka są po to, ażeby każdy miał przestrzeń potrzebną do spełniania swoich zadań i powinności. Ażeby w ten sposób mógł się rozwijać. Mógł stawać się bardziej człowiekiem.

Prawa człowieka muszą być podstawą tej moralnej mocy, którą człowiek osiąga przez wierność prawdzie i powinności. Przez wierność prawemu sumieniu. (…)

Zagrożeniem jest klimat relatywizmu. Zagrożeniem jest rozchwianie zasad i prawd, na których buduje się godność i rozwój człowieka. Zagrożeniem jest sączenie opinii i poglądów, które temu rozchwianiu służą. (…)

Młodzieniec z Ewangelii miał bardzo jasny pogląd na zasady, wedle których winno się budować ludzkie życie. A jednak i on w pewnym momencie nie zdołał przekroczyć progu swoich uwarunkowań. Kiedy Chrystus, zwracając się do niego z miłością, powiedział: „pójdź za Mną” (por. Mk 10, 21) — nie poszedł. Nie poszedł, ponieważ „miał majętności wiele” (por. Mk 10, 22). Pragnienie, aby zachować to wszystko, co miał, przeszkodziło mu. Pragnienie, ażeby „mieć”, ażeby „więcej mieć”, przeszkodziło mu w tym, aby „bardziej być”.

Droga bowiem, jaką wskazywał Chrystus, do tego prowadziła: ażeby „bardziej być”! (…)

Wasze powołania i zawody są różne. Musicie dobrze rozważyć, w jakim stosunku — na każdej z tych dróg — pozostaje „bardziej być” do „więcej mieć”. Ale nigdy samo „więcej mieć” nie może zwyciężyć. Bo wtedy człowiek może przegrać rzecz najcenniejszą: swoje człowieczeństwo, swoje sumienie, swoją godność. (…)

Przyszłość Polski zależy od was i musi od was zależeć. To jest nasza Ojczyzna — to jest nasze „być” i nasze „mieć”. I nic nie może pozbawić nas prawa, ażeby przyszłość tego naszego „być” i „mieć” zależała od nas. Każde pokolenie Polaków, zwłaszcza na przestrzeni ostatnich dwustu lat, ale i wcześniej, przez całe tysiąclecie, stawało przed tym samym problemem, można go nazwać problemem pracy nad sobą, i — trzeba powiedzieć — jeżeli nie wszyscy, to w każdym razie bardzo wielu nie uciekało od odpowiedzi na wyzwanie swoich czasów. (…)

Wiemy, że tu, na tym miejscu, na Westerplatte, we wrześniu 1939 roku, grupa młodych Polaków, żołnierzy, pod dowództwem majora Henryka Sucharskiego, trwała ze szlachetnym uporem, podejmując nierówną walkę z najeźdźcą. Walkę bohaterską.

Pozostali w pamięci narodu jako wymowny symbol. Trzeba, ażeby ten symbol wciąż przemawiał, ażeby stanowił wyzwanie dla coraz nowych ludzi i pokoleń Polaków.

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte”. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można „zdezerterować”. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba „utrzymać” i „obronić”, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych. (…)

15 maja 2020



Praca nad sobą, nad własnym rozwojem jest bardzo ważna. Mawiamy: „Codziennie bądź lepszą wersją wczorajszego siebie”. Warto wyznaczać sobie cele nieco przekraczające nasze aktualne możliwości, aby utrzymywać odpowiedni poziom motywacji, ale – jak we wszystkim – należy w tym zachować umiar. Pamiętajmy, że nikt nie jest doskonały i każdy ma prawo do popełniania błędów oraz każdemu zdarzają się „gorsze dni”. Wyznaczanie sobie nierealistycznych celów może nas zapędzić w pułapkę perfekcjonizmu.
Perfekcjonizm zmusza nas do narzucania sobie i innym wygórowanych standardów, skupiania się raczej na popełnianych błędach niż osiąganych sukcesach. Powoduje, że skupiamy się raczej na szczegółach niż ogólnym sensie podejmowanych działań oraz spostrzegania ich w kategoriach „czarno – białych” – albo nasze rozwiązania są „jedynie słuszne” albo „kompletnie błędne” bez możliwości zaakceptowania stanów pośrednich. W rzeczywistości perfekcjonizm jest wrogiem kreatywności, ale także i zdrowego rozsądku. Ponadto odbiera nam prawo do czerpania radości i satysfakcji  z wykonywanych obowiązków, prowadzi do frustracji i paraliżującego lęku przed porażką.
Co zrobić jeśli zaobserwujemy u siebie oznaki perfekcjonizmu? Zajmująca się problemami zdrowia psychicznego blogerka Therese J. Borchard radzi podjęcie następujących kroków:
Zaprzestań rywalizacji. Większość perfekcjonistów ma tendencję do ciągłego konkurowania, porównywania się z innymi podczas gdy nie należy czynić trudniejszym niż jest w rzeczywistości. Warto zadbać o otaczanie się osobami, które nie odczuwają potrzeby ciągłego udowadniania, że są we wszystkim najlepsze.
Ustal zasady. Nie zawsze można uniknąć sytuacji porównywania się z innymi. Wprowadź zasadę, że w chwilach, kiedy odczuwasz szczególną potrzebę bycia najlepszym, nie sprawdzasz wyników innych. Zrób to, kiedy napięcie opadnie.
Ustal fakty. Perfekcjonizm zawsze idzie w parze z nierealistycznymi oczekiwaniami. Zrób listę swoich zamierzeń i wyeliminuj te, które nie mają szans na powodzenie. Nie da się pracować w najwyższym skupieniu przez całe osiem godzin, ani nie jest możliwe ani raz się nie zirytować w ciągu dnia wychowując bardzo żywe i ruchliwe dziecko.
Powróć do źródła. W chwilach szczególnego napięcia przypomnij sobie, co tak naprawdę jest dla ciebie ważne. Przywołaj w pamięci chwilę, kiedy ostatni raz byłeś wesoły, radosny i zadowolony z siebie.
Zaakceptuj swoje błędy. Zawsze przeżywasz i rozpamiętujesz swoje pomyłki i niepowodzenia? To zacznij się za nie nagradzać. Każdy popełniony błąd wynagródź sobie jakąś drobną przyjemnością. Paradoksalnie przestaniesz się bać ich popełniania.
Zacznij dostrzegać kolory. Świat nie jest czarno – biały. To nie jest tak, że albo jesteś najlepszy, albo całkowicie do niczego. Zaakceptuj, że nie wszystko musi się udawać, a w domu nie zawsze musi panować idealny porządek.
Przełam się. Jednym z objawów perfekcjonizmu może być prokrastynacja, czyli tendencja do odkładania obowiązków na później, trudność z rozpoczęciem pracy i wynajdowaniem sobie zajęć, które opóźniają moment przystąpienia do właściwego zadania. Powodem jest najczęściej lęk przed porażką. Narzuć sobie plan pracy i wykonuj ją niezależnie, co myślisz o jej powodzeniu. Podziel obowiązki na mniejsze zadania.
Bądź sobą. „Dezyderata” mówi: „Nie porównuj się z innymi, bo staniesz się próżnym albo zgorzkniałym. Wszędzie bowiem znajdziesz gorszych i lepszych od siebie”. O ile to możliwe staraj się robić wszystko w swój sposób i we własnym tempie.
Nie załamuj się. Nic nigdy nie jest stracone na zawsze. Po gorszych dniach przyjdą lepsze. Zachowuj wiarę i nadzieję. W innych i w siebie.
I pamiętajmy słowa Marka Aureliusza: „Panie, daj mi cierpliwość, abym umiał znieść to, czego zmienić nie mogę; daj mi odwagę, abym umiał konsekwentnie i wytrwale dążyć do zmiany tego, co zmienić mogę; i daj mi mądrość, abym umiał odróżnić jedno od drugiego”.