28 maja 2020




Zaraz po ogłoszeniu pandemii i wprowadzeniu restrykcji dotyczących naszego życia społecznego pojawiło się mnóstwo rad, jak sobie radzić w tej nietypowej, czy wręcz – nienormalnej, sytuacji. Teraz po już ponad dwóch miesiącach adaptowania się do nowych warunków i mając w perspektywie kolejne decyzje łagodzące wprowadzone obostrzenia, możemy się pokusić o próbę podsumowania. Nie mam oczywiście dostępu do wyników żadnych badań naukowych na ten temat, nie wiem nawet, czy wyniki takie są w ogóle dostępne, choć myślę, że dane takie są gromadzone i wcześniej lub później będą ogłaszane. Pozostają zatem własne obserwacje i przemyślenia.

Podstawowym problemem, z jakim w przewidywaniach mieliśmy się zmierzyć, miały być postawy lękowe. Nie trudno się domyślić, że były to przewidywania trafne. W relacjach wielu osób powtarzają się właśnie wypowiedzi dotyczące niepokoju i strachu oraz niepewności o przyszłość – zarówno w wymiarze zdrowotnym jak i ekonomicznym. Postawy takie dotyczą także osób, które wcześniej nie przejawiały tendencji do reakcji lękowych czy depresyjnych. Wiele osób przyznaje się do przeżywania silnego lęku przed wyjściem z domu – np. po zakupy oraz do, mogących się wydawać przesadnymi, podejmowanych prób zabezpieczenia się przed zakażeniem – stosowania różnych środków ochrony, restrykcyjnego przestrzegania higieny, prania odzieży po powrocie do domu itp.

Drugą największą przyczyną  przezywanych cierpień – co również zostało wcześniej przewidziane – wydaje się być przymusowa izolacja społeczna. Tutaj z pomocą przychodziły nowe technologie pozwalające dystans społeczny zamienić na dystans jedynie fizyczny, który chyba najbardziej doskwiera dziadkom pozbawionym bliskiego kontaktu z wnukami.

Szybko się okazało, że lepiej sobie w tych sytuacjach radzą emocjonalnie osoby zachowujące aktywność i nie popadające w bierność i marazm, nawet jeśli owa aktywność miałaby przyjmować formę buntu przeciw obowiązującym ograniczeniom. Oczywiście nie namawiam nikogo do łamania narzucanych restrykcji oraz nie pochwalam tych sytuacji, kiedy do takiego łamania dochodziło w rzeczywistości. Warto natomiast było próbować w twórczy sposób radzić sobie z nimi – na przykład rozwiązać problem, jak zorganizować spotkanie rodzinne z zachowaniem dystansu społecznego i przy zastosowaniu obowiązujących środków ochronnych? I wiele takich prób mogliśmy obserwować.

Sposobem który wielu osobom pomagał i nadal pomaga w zachowaniu równowagi – co także było od początku zalecane przez wielu specjalistów – okazało się narzucenie sobie ścisłego rytmu dnia, stałych pór rannego wstawania i wieczornego kładzenia się spać, stałego rytmu wykonywania codziennych obowiązków oraz własnych rytuałów takich jak kontaktowanie się z bliskimi osobami za pośrednictwem różnych urządzeń technicznych, lektura, oglądanie filmów i programów telewizyjnych, słuchanie muzyki, ćwiczenia fizyczne itp. Wiele osób podkreśla, że w obniżeniu poziomu odczuwanego lęku pomogło im ograniczenie śledzenia informacji na temat epidemii, ogólne wyciszenie się, a także osobiste praktyki związane z modlitwą, medytacją i różnorodnymi działaniami podejmowanymi w celu rozwoju osobistego.

Ciekawym zjawiskiem związanym z przeżywaną kwarantanną wydają się być zmiany związane z nawykami żywieniowymi. Wiele osób przyznaje się do tego, że obecnie je zdecydowanie więcej – co może wynikać zarówno z większej ilości wolnego czasu, czyli po prostu nudy, a z drugiej strony z tendencji do kompensowania sobie przeżywanego stresu. Są także osoby, które twierdzą, że zaczęły właśnie zwracać większą uwagą na zdrowe żywienie i że mają wreszcie czas na zadbanie o przygotowywanie właściwie skomponowanych posiłków. Jedni i drudzy chwalą się daniami przygotowywanymi własnoręcznie, wypróbowywaniem nowych przepisów, co pewnie jest skutkiem i większej ilości wolnego czasu i ograniczeniami związanymi z możliwością korzystania z lokali gastronomicznych.

Charakterystyczną rzeczą jest fakt, że – zaraz po pokonaniu trudności związanych z dostępnością papieru toaletowego – jako największy problem zaczęła się jawić… możliwość zdobycia drożdży. Okazało się, że w owych działaniach kulinarnych poczesne miejsce zajęło domowe pieczenie chleba. I nie wynika to na pewno z trudności w zaopatrzeniu w pieczywo, bo tego jest w sklepach pod dostatkiem. Chodzi raczej o to, jak ważnym symbolem dla nas jest właśnie chleb i że jego własnoręczne przyrządzenie ma stanowić element jednoczący rodzinę – zwłaszcza jeśli w jego pieczenie zaangażują się wszyscy domownicy. Wokół pieczenia chleba budowane są także relacje z osobami spoza rodziny – tworzą się grupy wymieniające się przepisami, rośnie popularność kanałów i profili internetowych, które uczą i promują domowy wypiek chleba.

Równie ważne jak to, co robimy teraz, aby poradzić sobie z problemami sprowadzonymi na nas przez pandemię, są nasze plany na czas, kiedy już „będzie normalnie”. Ważne jest, abyśmy potrafili wyciągnąć z naszych obecnych doświadczeń wnioski, które pomogą nam w tym, by nasze życie „po wirusie” było lepsze.


Zdjęcie ze strony: blog.langlion.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz